Katarzyna Bartman: Dlaczego w kodeksie, którego jest pan jednym z twórców, znalazł się zapis zabraniający lekarzowi poinformowanie pacjenta, że inny lekarz zrobił mu krzywdę? Pacjent nie ma prawa wiedzieć, że trafił na pseudolekarza, który zamiast mu pomóc, tylko zaszkodził?
Jerzy Umiastkowski*: Art. 52 kodeksu etyki lekarskiej, bo o niego pani pyta, wcale nie zabrania lekarzom krytykowania kolegów. Jedynie zaleca im, aby nie robili tego, zanim wina nie zostanie udowodniona. Broni lekarzy przed niesłuszną i krzywdzącą krytyką. Lekarz musi przede wszystkim być racjonalny i ostrożny w krytykowaniu innych, przecież sam może się też pomylić...
Dlaczego lekarz, który wyłapie ewidentny błąd w sztuce, ma w pierwszej kolejności poinformować o tym winowajcę? To tak, jakby świadek zbrodni miał obowiązek ostrzec w porę przestępcę, aby ten zdążył zatrzeć za sobą wszystkie ślady...
Dobro pacjenta powinno być zawsze najważniejsze. Jeśli lekarz popełnił przestępstwo i świadomie dopuścił się jakiegoś uchybienia, kolega, który to wykrył, ma obowiązek poinformować izbę lekarską oraz prokuraturę. Uważam, że nie powinno być od tego odstępstw w źle pojętej solidarności zawodowej. Co innego, gdy błąd był całkowicie nieświadomy. Wtedy potrzebna jest rozmowa, jak pani mówi, z winowajcą i zwrócenie mu uwagi, że czegoś nie dopilnował, naraził na niebezpieczeństwo swojego pacjenta.
No właśnie. Kiedy doktorzy Zofia Szychowska i Jerzy Pasierbiński ostrzegli pacjentów o grożącym im niebezpieczeństwie, izby lekarskie ukarały ich naganami. Oboje stracili też pracę w swoich szpitalach. Izby powoływały się przy tym właśnie na słynny art. 52.
Przedstawione sytuacje mogły być nadinterpretacją art. 52 kodeksu etyki lekarskiej.
Wasz kodeks promuje solidarność korporacyjną. Lekarze są tak lojalni, że aż absurdalni. Niedawno pewien biegły, lekarz, by kryć kolegę, napisał w opinii, że pacjent mógł zakazić się żółtaczką u kosmetyczki albo podczas stosunku, a nie w szpitalu. Chodziło o 2,5-letnią dziewczynkę.
To oczywista nieuczciwość. Takie wypadki trzeba napiętnować. Tak pojmowana solidarność zawodowa do niczego dobrego nie prowadzi. Ośmiesza tylko lekarzy i podważa zaufanie do naszego zawodu.
Co się stanie, jeśli dziś Trybunał Konstytucyjny orzeknie, że przepis o zakazie oceniania kolegów jest niekonstytucyjny i musi z kodeksu zniknąć?
Wątpie, by tak się stało. Już w 1992 r. Trybunał orzekł, że nie jest od tego, by oceniać normy moralne. Tym razem powienien postąpić podobnie. Etyka nie podlega bowiem na ocenie z paragrafów. Natomiast uważam, że sędziowie powinni potępić sprzeczne z prawem orzeczenia, które ferowały lekarskie sądy. Reprymenda należy się głównie tym ewentualnie błędnym interpretacjom prawnym, a nie samym zaleceniom etycznym.
Jeśli przepis o zakazie krytyki utrzyma się, co pan sugeruje, korporacje lekarskie będą miały nadal absolutną władzę nad lekarzami. Jak wyjdą na tym pacjenci?
Kodeks etyki lekarskiej nie jest dokumentem prawnym. Zawiera zalecenia, a nie nakazy prawne. Orzeczenia sądu lekarskiego i opinie biegłych są interpretacją tych zaleceń. Każda niewłaściwa interpretacja może i powinna podlegać zaskarżeniu i być oceniana prawnie przez sąd powszechny. Tak więc nie zmiana kodeksu, ale poprawna jego interpretacja jest właściwą drogą do ochrony zarówno lekarzy, jak i pacjentów.
*Dr Jerzy Umiastkowski jest współtwórcą kodeksu etyki lekarskiej, byłym przewodniczącym Komisji Etyki Lekarskiej przy Naczelnej Izbie Lekarskiej