Urzędy Skarbowe planują bezprecedensową akcję, która w ostatnich trzech dniach kwietnia może postawić "pod ścianą" setki tysięcy podatników. "Termin wybraliśmy nieprzypadkowo" - przyznają przywódcy fiskalnego strajku. Jak dowiedział się DZIENNIK, radykalni związkowcy próbowali namówić do wspólnej akcji kolegów z Poczty Polskiej.

"Protest jest nieodwołalny. Nasi ludzie będą brali urlopy na żądanie oraz zgłaszali się do punktów honorowego krwiodawstwa" - powiedział DZIENNIKOWI szef skarbówkowej "Solidarności" Tomasz Ludwiński. Rozporządzenie ministra pracy przyznaje krwiodawcom dodatkowy dzień wolny.

Związkowcy ze skarbówki domagają się większych zarobków, a część ich liderów żąda wręcz od władzy, by zdyscyplinowała podatników. "Rząd powinien zmobilizować obywateli do zmiany przyzwyczajeń i do zaprzestania składania PIT w ostatniej chwili. Ale woli ich bronić, bo to są potencjalni wyborcy" - mówi Ludwiński.

Doskonale wie, że nie ma co liczyć na jakąkolwiek solidarność. "To kolejny sposób, żeby dokopać przedsiębiorcom. Darmozjady nie mają sumienia" - mówił DZIENNIKOWI Andrzej Rusen, właściciel małej firmy transportowej. W internecie wręcz kipiało wczoraj od obelg pod adresem skarbówki.

W czasie gdy część rozmówców jest zbulwersowana strajkiem państwa przeciwko państwu, DZIENNIK dowiedział się, że w próbie sparaliżowania składania PIT radykalni związkowcy ze skarbówki próbowali rozszerzyć akcję i zachęcić do protestu niezadowolonych pracowników Poczty Polskiej.

Gdyby jednoczesny protest powiódł się, składanie PIT byłoby niemożliwe - państwo w ostatnich dniach rozliczeń straciłoby kontrolę nad podatkami, zaś próby karania niewinnych podatników kończyłyby się masowymi pozwami w sądach. "Byliśmy zachęcani do wspólnego protestu, ale nie stosujemy takich praktyk" - mówił nam Paweł Jędrzejewski z pocztowej "Solidarności".

Ministerstwo Finansów twierdzi, że protest skarbówki będzie dość łatwy do złamania. "Z naszych analiz wynika, że tylko część pracowników nie pojawi się w pracy. A w ostateczności PIT przyjmować będą naczelnicy urzędów skarbowych" - mówi DZIENNIKOWI rzecznik resortu Jakub Lutyk. Przyznaje, że protest może całkowicie zepsuć reputację skarbówki.

Liderzy związków mówią jednak, że nie martwią się o reputację. "Wiem, że przez ten protest ludzie nas znienawidzą, ale to nic nowego, bo pracowników skarbówki nikt nigdy nie kochał. My zawsze jesteśmy stawiani w roli czarnych owiec, dręczycieli. Gorszej opinii już mieć nie możemy" - komentuje Ludwiński.

Protest utrudnia dodatkowo jeszcze jeden fakt: w tym roku większość podatników dość wcześnie złożyła swoje zeznania. Przeciętnie - w zależności od regionu -obowiązku wysłania PIT do wczoraj nie dopełniło od 20 do 25 procent mieszkańców.















Reklama