Już drugi tydzień Ziemiec jest w domu, z rodziną. Lekarze pozwolili mu opuścić szpital, bo leczenie i rehabilitacja, choć niezwykle trudne, przebiegały bardzo dobrze - pisze "Fakt".
On sam też patrzył na świat z optymizmem. Wierzył, że w domu, między bliskimi, będzie szybko dochodził do siebie. Nie wziął pod uwagę tego, że przy takich obrażeniach, jakie odniósł pod koniec czerwca, ratując swoją rodzinę, wszystko przebiega bardzo powoli.
"Wcześniej byłem energiczny i bardzo mi to pasowało. A teraz jestem unieruchomiony. Nic nie mogę zrobić sam. Jedynymi rzeczami, z którymi sobie radzę, jest mycie zębów i rozebranie się do kąpieli. We wszystkim innym musi pomagać mi żona. Wkurza mnie ta moja bezsilność!" - mówi w rozmowie z "Faktem".
Jak więc sobie radzi? Całymi dniami leży bądź chodzi po mieszkaniu. W szpitalu chodzenie wychodziło mu lepiej, bo korzystał z balkonika. W domu podpiera się laską, szybko się męczy. "Leżę więc tak i gniję. A ja chciałbym iść do przodu, widzieć poprawę już, natychmiast!" - śmieje się, bo mimo wszystko potrafi spojrzeć na siebie z dystansem.
Był niecierpliwy już w szpitalu. Teraz, choć czasami denerwuje go stan, w jakim jest, rozsądek podpowiada, że powrót do zdrowia musi trochę potrwać. Tydzień temu Ziemiec znowu zmagał się ze strasznym bólem i załamaniem psychicznym. Ale potrafił to pokonać. Dziś w jego słowach słychać znowu pogodne tony. "Nawet znajomi mówią, że już po głosie słychać, iż ze mną lepiej" - dodaje.
Krzysztof Ziemiec zwierza się "Faktowi" z frustracji, jaką przeżywa z powodu wolnego wracania do zdrowia. Dziennikarz, który w skutek pechowego zdarzenia ma rozległe poparzenia ciała, opowiada o bezsilności w dosadny sposób: "Leżę więc i gniję. A ja chciałbym iść do przodu, widzieć poprawę już, natychmiast. Wkurza mnie ta moja bezsilność" - cytuje dziennikarza "Fakt".
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama