Podręcznik - jak informuje "Gazeta Wyborcza" - przeznaczony jest dla studentów i osób przygotowujących się na studia. Nosi tytuł "Białoruś w przededniu i w czasie II wojny światowej oraz Wielkiej Wojny Ojczyźnianej".

Co można w owym, polecanym przez ciała naukowe podręczniku wyczytać? "W ostatnich czasach niektórzy <naukowcy> próbują przeprowadzić rewizje historii Wielkiej Wojny Ojczyźnianej (...) i zrehabilitować tych, którzy współpracowali z okupantem" - stwierdzają we wstępie autorzy książki. Wychwalają przy tym prezydenta Białorusi, Aleksandra Łukaszenkę za to, że zdecydowanie się tym próbom opiera.

Reklama

O jakich próbach rehabilitacji piszą autorzy? Można się o tym przekonać, czytając jeden z rozdziałów poświęconych działalności Armii Krajowej na terenach należących obecnie do Białorusi. Autorzy piszą, że "w latach niemieckiej okupacji AK występowała to przeciwko faszystom i <czerwonym>, to po ich stronie". I sugerują, że akowcy od początku okupacji pełnili stanowiska w samorządach i proniemieckiej policji za zgodą nazistów.

"Jednak od wiosny 1942 r. do lata 1943 r. SD oczyściła administrację z akowców i wymieniła ich na białoruskich kolaborantów. To zaogniło stosunki pomiędzy polskimi i białoruskimi sługusami i zbliżyło AK do radzieckiej partyzantki. W tym okresie AK bezlitośnie traktowało białoruską ludność" - oskarżają autorzy podręcznika.

Co na to inni historycy? Kazimierz Krajewski, historyk IPN, mówi "Gazecie Wyborczej", że tezy podręcznika są absurdalne. Odrzuca też oskarżenia o brutalne traktowanie ludności białoruskiej. Podobnie podręcznik ocenia dr Igor Kużniecou: "To przekłamania i insynuacje". Jego zdaniem białoruska historiografia wróciła do stalinowskich standardów.