ANNA MASŁOŃ: Ministerstwo Edukacji zapowiada, że duża część pierwszoklasistów nie będzie się uczyć języka angielskiego, tylko innego języka nowożytnego. Czy to dobry pomysł?
AGNIESZKA HOLLAND: Angielski to język, który obowiązuje we współczesnym świecie, tak jak łacina w średniowiecznej Europie. Wyznacza granice cywilizacyjne. Oczywiście nie chciałabym, żeby język angielski stał się językiem obowiązującym w polskich szkołach w taki sam sposób jak niegdyś rosyjski, ale jest prawdą, że jego znajomość jest bardzo potrzebna. Prymat angielskiego nie oznacza wcale, że inne języki są nam zupełnie niepotrzebne. Hiszpański, rosyjski, niemiecki czy francuski są bardzo przydatne – jedne w Europie, inne na całym świecie. Ale i z Hiszpanem, Rosjaninem, Niemcem i Francuzem możemy się porozumieć po angielsku.
Łatwo było się nauczyć pani angielskiego?
Nie miałam nigdy szczególnego talentu do języków, miałam za to wielki talent do komunikacji. Nawet jeśli mówię językami obcymi w sposób niedoskonały, to komunikuję się na wysokim poziomie. Trochę jednak mnie zawstydza, że moja znajomość języków jest tak niedoskonała. Zazdroszczę językowego talentu mojemu przyjacielowi Krzysztofowi Zanussiemu. Tym bardziej że przypominam sobie sytuację, kiedy na początku mojego życia na emigracji spotkałam bardzo życzliwego mi producenta, który zaproponował mi pracę. Właśnie z racji słabej znajomości języka nie za bardzo go zrozumiałam i wstydząc się do tego przyznać, nie zareagowałam na tę propozycję.
Byłoby inaczej, gdyby uczyła się pani od dziecka?
Jestem z pokolenia, które w szkołach uczono rosyjskiego. To był pierwszy język obcy, którego się uczyłam i dlatego opanowałam go na niezłym poziomie. Miałam też łacinę - wszyscy twierdzą, że to bardzo przydatne w dalszej nauce języków, ale niewiele z niej pamiętam. Dość wcześnie potem postanowiłam się uczyć angielskiego - jeszcze w szkole podstawowej. Ale miałam potwornego pecha - jedna anglistka zwariowała, następny anglista umarł, kolejna anglistka urodziła trojaczki i zrezygnowała z zawodu, a czwarty po pół roku nauki przyznał, że mnie nie lubi i sugerował, żebym przestała chodzić na zajęcia. Kolejnym językiem był dla mnie czeski, później słowacki i kiedy znalazłam się na Zachodzie jako niespodziewany emigrant, tak naprawdę byłam w stanie się porozumieć tylko po czesku i słowacku. Dopiero kiedy poznałam francuski, wróciłam do angielskiego. Ale że tych dwóch ostatnich nauczyłam się późno, nigdy nie byłam w stanie posługiwać się nimi tak pięknie i poprawnie jak ludzie, którzy zaczęli naukę jeszcze w dzieciństwie.
Tylko 29 proc. Polaków mówi po angielsku. Jeśli porównamy te dane z Estonią czy Słowenią, o krajach skandynawskich nie wspominając, to bardzo niewiele.
Może dlatego, że Polsce brakuje nie tylko nauczycieli języka angielskiego, ale też całościowego planu nauczania języka już od najmłodszych lat. W krajach skandynawskich czy w Holandii filmy dla dzieci w telewizji są puszczane w języku oryginalnym. Najczęściej po angielsku. Taki dzieciak już oglądając kreskówki, obcuje z językiem przez formę, która jest dla niego najbardziej atrakcyjna. U nas nawet dorośli są skazani na filmy z polskim lektorem, który skutecznie zagłusza oryginalny dźwięk. Uczenie języka w szkołach to nie jest jedyna forma nauki.
Telewizja miałaby się włączyć w uczenie Polaków angielskiego?
Jeśli TVP ma pełnić misję - nie tylko upowszechniania polskiej kultury, ale również udostępniania Polakom kultury innych krajów - prezentowanie filmów z podpisami i oryginalnym dźwiękiem byłoby formą jej realizacji. Są piosenki, filmy, seriale. Mam nadzieję, że dla młodych ludzi staną się narzędziami, dzięki którym będą mogli podciągnąć się z angielskiego. Ale to szkoła powinna uporządkować tę wiedzę.
A porządkuje?
W tej sytuacji, przy trudnościach z obsadzeniem etatów w szkołach to prawdziwy cud, że aż 29 proc. mówi po angielsku! Ilu Polaków jest w stanie rozpoznać muzykę Chopina albo zaśpiewać bez fałszowania hymn narodowy? Jeszcze mniej. Nauka języka angielskiego to tylko jeden z elementów, które są przez polską szkołę zaniedbywane. Ale o ile bez znajomości mazurków Chopina albo umiejętności śpiewania hymnu można przeżyć, to bez znajomości języka angielskiego przeżyć jest trudno. To już nie jest kwestia posiadania humanistycznego wyształcenia, to po prostu konieczność.
Istnieje związek między tym, jak duży odsetek ludzi w danym kraju posługuje się językiem angielskim a kondycją gospodarki w tym kraju. Myśli pani, że podobna zależność istnieje w świecie kultury? Czy w tych krajach, w których angielski jest pierwszym językiem obcym, łatwiej jest zaistnieć twórcom z zagranicy?
Angielski bardzo to ułatwia. Oczywiście, jeśli ktoś nie mówi po angielsku, a jest znakomitym artystą, to jest szansa, że i tak zostanie zauważony. Ale jeśli będzie zainteresowany tym, żeby swoje prace prezentować całemu światu, będzie musiał angielskiego prędzej czy później się nauczyć. Komunikacja ze światem jest bez znajomości angielskiego bardzo trudna, jeśli nie niemożliwa.
Myśli pani, że Polska byłaby innym krajem, gdyby więcej Polaków posługiwało się językiem angielskim?
Na pewno. Polacy mają duże kompleksy, boją się obcości. Wynika to z nieznajomości innego życia, kultury, a tych nie da się poznać, nie znając języka. A język angielski, którym mówi cały świat, z obcością oswaja i pozwala ją zrozumieć. Bardzo liczę na najmłodsze pokolenie, ale jest dla mnie jasne, że nie dokonamy cywilizacyjnego i kulturowego skoku, jeśli zaniedbamy naukę angielskiego od najmłodszych lat