Z zaledwie półtysięczną wsią Krążkowy w Wielkopolsce Stawinoga od lat nie miał nic wspólnego. Ale na wiadomość o ewentualnej fortunie miejscowość - jego ostatnie miejsce zamieszkania w Polsce - zawrzała.
W urzędzie gminy zawisła grafika z wizerunkiem "Freda Włóczęgi", jak nazywali Stawinogę w Wolverhampton, a sołtys Krążkowych Jan Blabuś ma już gotowy plan zagospodarowania spadku, gdyby otrzymała go rodzinna wieś. "Chcemy wybudować we wsi halę gimnastyczną i dwa boiska piłkarskie" - mówi.
O istnieniu majątku wartego blisko 400 tys. zł dowiedziano się długo po tym, jak w październiku 2007 r. 87-letni najsłynniejszy kloszard Anglii został znaleziony martwy w swoim namiocie. Okazało się, że przez wiele lat dostawał od brytyjskich władz emeryturę, z której nigdy nie skorzystał. Wszczęto klasyczne postępowanie spadkowe.
Po kilku miesiącach poszukiwań spadkobierców stało się jasne, że "Fred the Tramp" mógł nie mieć żadnych krewnych. Wtedy lokalne władze postanowiły o przeznaczeniu pieniędzy na postawienie pomnika, który upamiętni samotnego bohatera Wolverhampton. Okazało się jednak, że majątek - w świetle brytyjskiego prawa - może przypaść rodzinnej wsi zmarłego. Wtedy śledztwo przeniosło się do Polski. Znów zaczęto od szukania krewnych.
Przedstawiciele firmy zajmującej się sprawą samotnika przesłuchali od śmierci Satwinogi ponad 900 Stawinogów w Polsce. W końcu dotarli do przyrodniej siostry Józefa. "Mam kontakt z dziećmi jego rodzonej siostry, którzy mieszkają teraz w Niemczech i w Chorwacji, to do nich prawdopodobnie trafią pieniądze" - mówi DZIENNIKOWI Barbara Stawinoga-Janik.
Dla mieszkańców Wolverhampton Stawinoga był zagadką za życia. Wszyscy wiedzieli, że to polski żołnierz, który zaraz po wojnie trafił do Wielkiej Brytanii, a po nieudanym małżeństwie rzucił wszystko i zaczął prowadzić pustelniczy tryb życia. Nikt nie znał przyczyn. Jedni sądzili, że to z powodu problemów osobistych, inni, że to próba odpokutowania win - ktoś rozpuścił plotkę, jakoby miał na sumieniu kolaborację z Niemcami, zarzut, z którego brytyjskie władze oczyściły go dopiero po jego śmierci.
"Jego nietypowy sposób życia i tajemniczość pociągała wielu mieszkańców naszego miasta. Polacy byli świadomi, że to ich rodak. Hindusi widzieli w nim niemal świętego" - mówi DZIENNIKOWI 57-letnia mieszkanka 240-tys. Wolverhampton Halina Wootton.
Lokalne media rozpisywały się o niezwykłym mieszkańcu, sprawą zajęła się nawet telewizja BBC. Oferowano mu mieszkanie - odmówił. Światową sławę Stawinoga zdobył dzięki internetowemu serwisowi Facebook, na którym zebrał grono 6,5 tysiaća przyjaciół z różnych krajów świata. Z brodą do ziemi i w wystrzępionej odzieży pozował lokalnym artystom, a społeczność Hindusów i Sikhów uważała go za ideał ascetyka - postać wolną od pokus doczesnych. Jak widać po pozostawionej minifortunie, istotnie był od nich wolny.
Polacy usłyszeli o nim, dopiero gdy umarł, ale dla brytyjskich mieszkańców Wolverhampton przez lata był postacią zdobiącą ich miasto. Po śmierci emigranta - bezdomnego pustelnika Józefa Stawinogi - okazało się, że wcale nie był biedny. Brytyjczycy szukają jego krewnych, bo ktoś musi wziąć ponad 90 tys. funtów jego nieodebranej emerytury - pisze DZIENNIK.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama