Po przełomowych zeznaniach skruszonych oficerów w kręgu podejrzeń śledczych znaleźli się nawet wysoko postawieni decydenci powiązani z Ministerstwem Obrony.

Toczące sie od lata ubiegłego roku śledztwo w sprawie ustawiania przetargów budowlanych w zielonogórskich jednostkach prokuratorzy oceniają jako jedną z największych afer gospodarczych w polskim wojsku.

Reklama

O trwającym 12 lat (śledztwo objemuje lata 1993-2005) procederze DZIENNIK pisał już kilka tygodni temu. Z ustaleń śledczych wynikalo wówczas, że zajmowali się nimi głównie wysoko postawieni oficerowie Rejonowego Zarządzania Infrastruktury w Zielonej Górze. Wraz z przedsiębiorcami z czterech znanych w całej Polsce firm budowlanychustawili conajmniej kilkadziesiąt przetargów.

Sprawę ujawnił dopiero w ubiegłym roku skruszony biznesmen Leszek S. który był zmuszany przez szajkę do płacenia idących w setki tysięcy złotych łapówek za wygrywanie konkursów, co doprowadziło go do bankructwa.

Oszuści wygrywali konkursy m.in. na nieistniejące drogi czy opancerzali magazyny broni zwykłymi cegłami i styropianem zamiast litym betonem. Do prac budowlanych wykorzystywali żołnierzy oraz sprzęt z jednostek. Dokumentacja przetargowa była doskonale fałszowana, a kontrole z ministerstwa obrony niczego przez lata nie wykrywały - ten trop bardzo zainteresował poznańskich śledczych.

Wyjaśnienie mechanizmu przyniosły dopiero zeznania, które złożył skruszony łapówkarz-major. "Dla dobra śledztwa nie mogę ujawnić, kogo wydał nam major, ale są to osoby z tzw. wojskowego świecznika. Miały one dostęp do setek milionów złotych" - mówi DZIENNIKOWI prowadzący dochodzenie prokurator ppłk. Mikołaj Przybył.

W tej chwili śledztwo obejmuje 12 osób, 8 z nich usłyszało już zarzuty - 4 kolejne właśnie je poznały. W przygotowaniu jest siedem decyzji o postawieniu zarzutów korupcyjnych kolejnym osobom.