Choć wymiana starego radzieckiego uzbrojenia na inteligentne pociski następuje dziewięć lat po wejściu Polski do NATO, lepiej późno niż wcale.
Najpierw wojsko zajmowało się okrętami i samolotami, teraz przyszła pora na wymianę uzbrojenia. Siły zbrojne otrzymują właśnie pierwsze rakiety typu: "wystrzel i zapomnij", czyli takie, które można odpalić, a one same znajdą i zniszczą cel. Marynarka Wojenna RP dostała osiem nowoczesnych szwedzkich pocisków RBS 15 Mk2 do niszczenia okrętów, zaś w latach 2009 - 2012 uzbroi się w 36 jeszcze nowocześniejszych - RBS 15 Mk3.
To znaczący skok technologiczny. Do tej pory polska marynarka dysponowała zabytkowymi rakietami P-21 i P-22, wyprodukowanymi jeszcze w ZSRR. "Wysyłały one wiązkę fal radiowych i w ten sposób namierzały cel. Wykrywały też źródła ciepła. Do celu mogły zmierzać tylko prostą trajektorią, nie można było nimi manewrować na lewo czy prawo" - mówi kmdr por. Bartosz Zajda, rzecznik MW.
Za to tor szwedzkich pocisków można programować. "Rakietą RBS można uderzyć w cel z przodu, z boku, od tyłu. Dwiema rakietami razić można nawet jednocześnie z dwóch różnych kierunków. Przed tym nie można się obronić, bo obiekt nie wie, skąd go zaatakują. W namierzeniu celu pociskom pomaga GPS. To wielka sprawa" - zachwala nową broń Zajda.
RBS są też bardziej niż radzieckie precyzyjne. I mają większy zasięg: 100 - 200 km (broń ze Wschodu - 80 km). Trudniej jest im zakłócić tor lotu i zniszczyć: lecą nie kilkadziesiąt, a kilkanaście metrów nad poziomem morza, dostosowują się do wysokości fal. To zaś sprawia, że nie jest łatwo wykryć je radarem. Są jednak drogie - jeden Mk3 kosztuje 3 - 4 mln dolarów.
"To bez wątpienia przełom w Marynarce Wojennej. Dotąd bowiem nie mieliśmy pocisków, którymi można od tyłu atakować cel lub razić go w głębi lądu. RBS to pierwsze zachodnie nowoczesne pociski morskie klasy przeciwokrętowej, których będziemy mieć dużo" - mówi Wojciech Łuczak, wydawca miesięcznika "Raport. Wojsko Technika Obronność".
Jak dowiedzieliśmy się nieoficjalnie, do tej pory marynarze mieli tylko trzy lub cztery amerykańskie rakiety Harpoon. Dlaczego tak długo nie było nowoczesnej broni? "Dawno temu marynarze mieli dostać rosyjskie pociski Uran, ale ze względów politycznych tak się nie stało" - dodaje Łuczak.
Arsenał uzupełniają także Siły Powietrzne. Jak dowiedział się DZIENNIK, do Polski dotarły pierwsze rakiety Amraam AIM 120 C-5 do myśliwców F-16. Dzięki nim (jedna kosztuje ok. 400 tys. dol.) można niszczyć inne samoloty. Mają zasięg 110 km, większy o 65 km od radzieckich R-27, w które wyposażano maszyny MiG-29. Na bliżej położone cele naprowadza je wbudowany radar. A zlokalizować dalej położone cele rakiecie pomaga tzw. bezwładnościowy system nawigacyjny (działa jak GPS).
"Rakiety Amraam rozszerzą możliwości działania lotnictwa. To pierwszy pocisk sił powietrznych, którym można atakować przeciwnika będącego poza polem widzenia. Piloci będą teraz mogli zastosować taką koncepcję walki: pierwsi dostrzegą przeciwnika na radarze pokładowym, odpalą pocisk i uciekną" - mówi Łuczak. W sumie będziemy mieć 178 takich rakiet. Do Polski dotarły też tańsze wersje ćwiczebne.
Polska armia wymienia stare radzieckie uzbrojenie na inteligentne. Otrzymuje właśnie pierwsze rakiety typu "wystrzel i zapomnij", czyli takie, które można odpalić, a one same znajdą i zniszczą cel. Jedna rakieta RBS może zatopić wielki okręt, pocisk Amraam zniszczy wrogi samolot - pisze DZIENNIK.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama