Jednostka, w której służyć będą polscy lotnicy, powstaje na mocy porozumienia 12 krajów. Oprócz Polski podpisały je rządy dziesięciu państw NATO, m.in. Stanów Zjednoczonych, Litwy i Węgier, a także Finlandia oraz Szwecja. Trzy globemastery, w które zostanie wyposażona, będą miały węgierskie znaki rozpoznawcze.

Reklama

Każdy kraj będzie mógł z nich korzystać według własnego uznania, ale w ramach ściśle określonej liczby godzin. Polsce przypadło ich 150 rocznie. "Uczestniczymy w wielu misjach zagranicznych, więc te maszyny bardzo się przydadzą. Chociażby do zaopatrywania wojsk w Afganistanie" - mówi ekspert lotniczy Tomasz Hypki. Do tej pory, jeśli polska armia chciała przerzucić ciężki sprzęt na dużą odległość, musiała skorzystać z samolotów amerykańskich lub wynajętych od Ukraińców antonowów-124.

Polska załoga potężnych globemasterów będzie się składać z trzech osób - dwóch pilotów i specjalisty od załadunku. Ponadto do węgierskiej bazy Papa, gdzie na co dzień stacjonować będą maszyny, oddelegowanych zostanie dwóch wojskowych sztabowców. "Załogi będą funkcjonować w ramach trwających pół roku zmian. Pierwsza rozpocznie służbę w styczniu przyszłego roku" - mówi rzecznik Dowództwa Sił Powietrznych ppłk Wiesław Grzegorzewski. Jak informuje Grzegorzewski, piloci zostali już wyznaczeni. Czekają teraz na przeszkolenie, które prawdopodobnie rozpocznie się również w styczniu i potrwa około pięciu miesięcy.

Nauka nie będzie łatwa, bo czterosilnikowe globemastery pod względem wielkości dorównują słynnym jumbo jetom - największym do niedawna samolotom pasażerskim świata. Rozpiętość ich skrzydeł przekracza 51 metrów, a długość - 53. Kabina pilotów znajduje się mniej więcej na wysokości drugiego piętra. W armiach natowskich potężniejszy od C-17 jest jedynie Lockheed C-5 Galaxy.

Główną zaletą globemastera jest ogromna pojemność. Maszyna ta dysponuje ładownią, w której mieszczą się czołgi, śmigłowce szturmowe albo 200 żołnierzy z pełnym wyposażeniem - w sumie prawie 80 ton ładunku. Dla porównania transportowce CASA, największe, jakimi obecnie dysponuje polskie lotnictwo wojskowe, może zabrać na pokład jedynie 9 ton. Dzięki specjalnemu usterzeniu nawet przy starcie z pełnym ładunkiem transportowcowi wystarczy pas o niespełna kilometrowej długości. Do tego dzięki zdolności do tankowania w powietrzu ma de facto nieograniczony zasięg.