Ostatni żołnierze wcieleni do służby zasadniczej to 105 poborowych, którzy dziś przekroczą bramy koszar 3. Batalionu Zabezpieczenia stacjonującego na warszawskiej cytadeli. "I więcej poborowych w Polsce już nie będzie" - kwituje rzecznik Dowództwa Wojsk Lądowych, Sławomir Lewandowski.

Reklama

Polska dołącza w ten sposób - po raz pierwszy w swojej historii - do grona państw, w których armia jest profesjonalna, a za unikanie służby nie grozi żadna kara.

"To przełomowe wydarzenie. Przez dwieście lat przekonanie, że każdy młody mężczyzna powinien trafić do wojska tak mocno wrosło w świadomość Polaków, że wielu nie wyobraża sobie, by mogło być inaczej" - mówi DZIENNIKOWI historyk i polityk Tomasz Nałęcz.

Jak na pobór reagowali nasi przodkowie? "Rekruci uratowali Polskę przed klęską w 1920 roku. I dlatego przez całe dwudziestolecie międzywojenne wielu Polaków do wojska szło chętnie. Wielu: bo oczywiście nie wszyscy" - mówi historyk wojskowości generał Bolesław Balcerowicz.

Stosunek do armii zależał od statusu materialnego. "Dla młodzieży chłopskiej i tej z biedniejszych rodzin robotniczych wojsko było - przynajmniej czasowym - podniesieniem standardu życia. To był dla nich często pierwszy wyjazd pociągiem, mundur znacznie elegantszy niż codzinne ubranie" - mówi nam historyk Andrzej Ajnenkiel. "Trochę inaczej patrzyła na służbę wojskową młodzież inteligencka, której dryl wojskowy nie zawsze się podobał" - dodaje Ajnenkiel.

Opowieść Uniłowskiego o inteligencie Kamilu Kurancie, który w wojsku trafia na przełożonych ćwierćinteligentów wywołała w latach 30. ogromny skandal, bo wcześniej nikt wojska nie odważył się tak skrytykować.

Powojenne pobory były już calkiem inne. Pierwszy z 1944 roku organizowało Ludowe Wojsko Polskie, a potem przez dziesięciolecia służba w LWP, opiewana przez "Chabry z poligonu" była jednym z filarów PRL-owskiej propagandy. Ale chyba najsłabszym. Każdy kto otarł się o armię znał doskonale dwa wyrażenia: "fala” i "migać się od wojska".

Reklama

"Ja od wojaka migałem się dobrych kilka lat. Nie przychodziłem na wezwania, opowiadałem że jestem chory. Wreszcie mnie zgarnięto i chcąc nie chcąc trafiłem do aresztu, a potem do jednostki" - mówi DZENNIKOWI wokalista Janusz Panasewicz (pobór 1980). Panasewiczowi jednak służba wojskowa wyszła na dobre. To wojskowa znajomość doprowadziła do powstania zespołu Lady Pank.

Wielu wojsko było jednak nie w smak, a na zalew wojskowej propagandy popkultura reagowała tekstami przeciw armii. "Piosenka o Jacku Staszelisie" Jana Krzysztofa Kelusa i "Jeśli zobaczę cię z żołnierzem" Kobranocki to najbardziej znane antywojskowe songi. Z czasem zaczęły powstawać też zorganizowane ruchy oporu przeciw poborowi. Najsilniejszym był Wolność i Pokój Jana Marii Rokity i Konstantego Miodowicza.

Upadek PRL-u to powolna ewolucja w kierunku nowoczesnej armii. Zaczęto głośno mówić o patologiach poboru - najpierw jego czarne oblicze pokazał "Kroll" Władysława Pasikowskiego, a potem "Samowolka" Feliksa Falka. W międzyczasie drastycznie skrócono czas służby: z 24 miesięcy do jednego roku, dodatkowo od 2004 roku co pół roku skracano go o miesiąc.

Dziś nikt nie ma wątpliwości: formuła armii z poboru jest wyczerpana. "Nastąpił przełom technologiczny na polu bitwy. Armie z poboru, choćby liczne tak jak iracka, były kompletnie nieskuteczne w starciu z dobrze uzbrojonymi jednostkami profesjonalnymi. W Polsce przebudowę armii w zawodową zarządził <doktor rynek>. "Trwała długo, a z tego, że nareszcie się skończyła" - mówi DZIENNIKOWI ekspert wojskowości Wojciech Łuczak.