"Nie miał prawdziwych tajemnic przed Rosjanami" - pisał Kukliński. I podkreślał, że generał po prostu wierzył w bliski sojusz ZSRR i Polski. "Nie da się znaleźć nawet małego śladu zainteresowania Jaruzelskiego, nawet na dłuższą metę tym, by skierować Polskę na drogę samodzielności, niezależności od ZSRR, narodowej egzystencji".

Reklama

Kuklińskiego, który należał do najbliższych współpracowników generała, agenci CIA zasypali gradem pytań. Chcieli wiedzieć, jakie ma mocne i słabe punkty, jakie skazy na charakterze, czy jest moralny, jakimi otacza się ludźmi, kogo awansuje, kogo się radzi, a kogo nie słucha. Pytali o to, jak Jaruzelski podejmuje decyzje, na ile był aktywnym członkiem partii, co wyprowadzało go z równowagi. Padły też pytania o życie prywatne.

Kukliński za mocniejsze punkty generała uznał elokwencję i nienaganne maniery. Zaimponowała mu też jego kultura języka. Miał - jak stwierdził Kukliński - rzadko spotykane zdolności do analizy i syntezy, wykazywał zdolności do oryginalnego myślenia. Umysł Jaruzelskiego ocenił jako chłonny, wręcz wyczuwał u niego głód wiedzy. Wrażenie na nim zrobiła doskonała pamięć wzrokowa generała. Stwierdził, że bronił on zasad moralnych.

Im dłużej Kukliński współpracował z Jaruzelskim, tym więcej dostrzegał jednak wad: słaby charakter, tchórzostwo. Generał nigdy nie zachowywał się spontanicznie, miał wrodzony instynkt do dyscypliny i posłuszeństwa. Jak ocenił Kukliński, Jaruzelski miał "niemal maniakalny szacunek dla władzy". A jeśli tylko sam ją zdobył, "nie chciał jej dzielić z nikim".

Pułkownik rysuje sylwetkę człowieka słabego, wręcz marionetkowego. Jaruzelski kluczowe stanowiska obsadzał ludźmi lojalnymi. Nie powierzał ich osobom prawdziwie inteligentnym, które wykazywały zdolność samodzielnego myślenia. Nigdy nie pozwalał sobie na krytykę ZSRR i walczył z jej przejawami wśród swoich współpracowników. Oficerów, którzy sobie na nią pozwalali, karał przeniesieniem ze stolicy do zielonych garnizonów. Z czasem wśród współpracowników rosły różnice zdań, ale nikt nie wyrażał słowa sprzeciwu wobec Jaruzelskiego.

Kukliński pisze też o silnym związku Jaruzelskiego z partią. "Bardziej czuł się aktywistą partyjnym niż dowódcą wojskowym". Jako minister obrony nie sprzeciwił się, gdy na stanowiska wiceministrów powołano generałów, którzy pracowali dla dwóch stron polskiej i radzieckiej: gen. Józefa Urbanowicza i gen. Eugeniusza Molczyka.

Bał się wystąpień publicznych. Nad odczytywanymi tekstami pracował do ostatniej chwili, ważąc każde słowo, które miał wykrztusić. Nie można z nim było rozmawiać przed wejściem na podium. -"Często się wtedy trząsł" - pisze Kukliński.

Reklama

W momentach silnego psychologicznego napięcia ograniczał kontakty z ludźmi i szukał rozwiązań w samotności. Kukliński opisuje, że generał dał się przez Sowietów złamać. "Stracił swą typową pewność siebie. Raz był nawet bliski załamania nerwowego. To stało się w ostatnich dniach listopada 1980, kiedy strona sowiecka zażądała od niego współpracy we wprowadzeniu wojsk Układu Warszawskiego do Polski na początku grudnia 1980 r.". Kukliński zauważa, że po każdym kryzysie generał zyskiwał dodatkową energię i siłę do realizacji swoich celów.

Kiedy został premierem, naprzód ruszyły przygotowania do stanu wojennego. Kukliński twierdzi, że Jaruzelskiego złościło, iż Polska jest traktowana jak jedna z republik ZSRR. Jednak - jak pisze - "szacunek, który miał dla tej wielkiej potęgi, niemal go paraliżował i nigdy sam nie podjął żadnej próby, żeby się temu przeciwstawić".