Przede wszystkim większość kobiet w czasach PRL do perfekcji opanowała umiejętność szycia.
”Wtedy był szał na ”Burdę”, niemieckie czasopismo z wykrojami. Jeśli już komuś udało się zdobyć taki skarb, wykrojami dzielił się z całą ulicą” - wspomina pani Iwona z Gdyni. Problemem było jednak zdobycie materiału. ”Pracowałam jako ekspedientka w sklepie sportowym, więc jeśli ja załatwiłam komuś namiot spod lady, to on odwdzięczał mi się np. kawałkiem flaneli” - mówi pani Mirosława ze Szczecina.

Reklama

W PRL na wagę złota były cienkie rajstopy. ”Pochodzę z małej miejscowości, gdzie nie było żadnego punktu repasacji pończoch. Moja mama wymyśliła więc inny sposób: cerowała dziury... włosami. Były cieńsze niż nici, więc szew był niemal niewidoczny” - zdradza Katarzyna.

Andrzej z Warszawy pamięta z kolei, że własnoręcznie wykonał dla mamy... korale z makaronu.
”Usłyszałem gdzieś, jak dwie kobiety rozmawiają o takich koralach. Niestety nie miałem pojęcia, że trzeba robić z surowego makaronu. Moja mama, aby nie robić mi przykrości, przez całe popołudnie dzielnie nosiła nawleczony na nitkę ugotowany makaron” - śmieje się dorosły dziś mężczyzna.

Pani Iwona do dziś wspomina natomiast, jak z przyjaciółkami cierpliwie nawlekała na nitki pestki ogórka i słonecznika. ”Potem wystarczyło je zafarbować, polakierować i modny naszyjnik był gotowe” - mówi.