Poszukiwania skrzynki trwały bardzo długo, a to ze względu na bardzo duży obszar, na jakim znajdowały się szczątki maszyny.

>>>Specgrupa śledczych bada katastrofę Mi-24

Reklama

Szturmowy śmigłowiec Mi-24 rozbił się, bo lecąc nisko, wleciał w las. Załoga ćwiczyła nocne loty bojowe przy użyciu noktowizorów przed wyjazdem do Afganistanu. We wraku zginął pilot-operator uzbrojenia, lekko ranni zostali dowódca oraz technik pokładowy. Operator, por. Robert Wagner, znajdował się w pierwszej, niżej od pilota położonej kabinie i prawdopodobnie dlatego przy uderzeniu doznał większych obrażeń.

Śmigłowiec należący do 49. Pułku Śmigłowców Bojowych był uzbrojony - w piątek w nocy miał trenować na poligonie Toruń pod Inowrocławiem nocne strzelanie z użyciem noktowizorów. Maszyna zniknęła z radarów około 22.12, pilot nie sygnalizował wcześniej żadnych kłopotów. Początkowo wojsko informowało, że doszło do "lądowania awaryjnego", ale wkrótce okazało się to nieprawdą.

Reklama