RENATA KIM: Kiedy patrzy pan na córkę i jej kolegów, słucha ich rozmów, jacy się panu wydają? Pełni ideałów czy raczej pragmatyczni do bólu, myślący tylko o pieniądzach i karierze?
ANTONI LIBERA*:
Bardzo różni. Jeden wydaje się inteligentny, pełen pasji i marzeń, a drugi wyrachowany lub niezbyt mądry. Muszę jednak zgłosić zastrzeżenia metodologiczne do tak postawionego pytania. Oczywiście mam pewne spostrzeżenia na temat młodych ludzi, ale czy z obserwacji nawet kilkunastu osób można wyciągać jakieś ogólne wnioski? Poza tym na generalizację pokoleniową jest zdecydowanie za wcześnie.

Reklama

Dlaczego?
Bo o cechach szczególnych jakiegoś pokolenia można mówić dopiero, gdy ono już czegoś dokona, tak lub inaczej się spełni. Na przykład o tak zwanym pokoleniu Kolumbów, ludzi urodzonych na początku lat 20. zeszłego stulecia, mówić było łatwiej, ponieważ zostało ono naznaczone kataklizmem w postaci II wojny, która dopadła je u progu ich dojrzałości. Znaczna część tego pokolenia zginęła, inna przeszła niebywałe zagrożenia i dramaty. Takie rzeczy łączą, określają wspólny los, nawet przy znacznych różnicach losów indywidualnych. Dziś żyjemy w czasach w miarę stabilnych, niewystawiających ludzi na wielkie próby charakteru. I stąd mój problem z mówieniem o tym pokoleniu.

Niech pan jednak spróbuje.
Jedyna rzecz, którą widzę w miarę wyraźnie, to fakt, że przedstawiciele pokolenia ’89 wykazują znacznie większą dojrzałość praktyczną dotyczącą spraw życiowych niż moje pokolenie, gdy było w ich wieku. Ci młodzi ludzie łatwiej sobie radzą z takimi sprawami jak własne mieszkanie, samochód, wyjazdy. Podchodzą do tego znacznie swobodniej, bo wszystkie te dobra są łatwiej dostępne, stały się normalnością. W czasach mojej młodości własne mieszkanie - wynajęte czy kupione – było celem tak odległym, że prawie niewiarygodnym. A o samochodzie to nawet nie było co mówić. To były rzeczy poza zasięgiem przeciętnego człowieka. A wyjazdy za granicę? Młodzi ludzie dzisiaj nie czują się za granicą zagubieni, a w każdym razie mniej. Jeżdżą po świecie sami, bez rodziców czy przyjaciół. Znają języki, przynajmniej angielski, są zaradni, potrafią sami na siebie zarobić.

Pana córka mówi: ojczyzna jest dla mnie bardzo ważna, mam z nią poczucie symbiozy. Czy to pan ją tego nauczył?
Nie wiem, może. Choć na pewno nie metodycznie, nie w formie kazania. Nie mówiłem jej wprost o potrzebie patriotyzmu. Prawdopodobnie wynikało to z takich czy innych moich życiowych poglądów i zachowań. Nigdy nie ukrywałem swego stosunku do komunizmu, który wpływał na ludzi destrukcyjnie i był formą wynarodowienia. Córka słyszała też nieraz moje krytyczne uwagi pod adresem rozmaitych nowinek postmodernizmu, który kwestionuje pojęcie narodu, a nawet nie lubi słowa ”wspólnota” i odrzuca je jako coś anachronicznego i wręcz niebezpiecznego. Ja takie idejki na ogół kwestionowałem. Więc córka mogła sama wyciągnąć z tego wnioski.

Na jakiego człowieka chciał ją pan ukształtować?
Myślącego. A człowiek myślący to głównie wątpiący. Nie kształtowałem nigdy córki metodycznie. Jeśli jej czegoś uczyłem, to nie wprost, lecz najwyżej poprzez własny przykład. A mój przykład to głównie szkoła sceptycyzmu. Agnostycyzmu. Kultywowanie sokratejskiej mądrości: wiem, że nic nie wiem. Współczesny świat, świat bardzo szybkiego postępu, bywa zadufany. Próbuje przekonywać, że człowiek panuje nad coraz większą ilością spraw. Tymczasem rzeczywistość pokazuje coś zupełnie innego: konflikty, ciągłe zmiany w definiowaniu różnych zjawisk, a szczególnie w nauce, pokazują, że wszystko jest nietrwałe i niepewne. Więc moja nauka córki to nauka sceptycyzmu i nieufności. W każdym razie taką opcję wskazywałem swoim zachowaniem i wypowiedziami. Jednocześnie zawsze wysoko stawiałem wartości racjonalizmu.

Czy uważa pan, że najważniejsze wartości wynosi się z rodzinnego domu?
Różnie z tym bywa, lecz generalnie chyba tak. Choć można też podać przykłady buntu przeciwko rodzicom i ich zasadom. Zdarza się, że dom jest drobnomieszczański, rodzice skupieni głównie na wartościach materialnych, a dziecko zostaje bezinteresownym bojownikiem za jakąś sprawę. I odwrotnie. Znane są przykłady, gdy ludzie z pokolenia rodziców angażowali się w działalność opozycyjną, za co bywali aresztowani i siedzieli w więzieniu, słowem, byli ideowcami, a ich dzieci potem to wyśmiały, mówiąc, że to była naiwność, frajerstwo, bo przede wszystkim liczy się kariera i pieniądze. Więc nie można generalizować.

*Antoni Libera, pisarz, tłumacz, reżyser teatralny

Reklama

KATARZYNA SKRZYDŁOWSKA-KALUKIN: Z badań i z rozmów z twoimi rówieśnikami wynika, że dla twojego pokolenia jednymi z najistotniejszych wartości są pieniądze i kariera.
ANNA LIBERA*:
Mogę mówić wyłącznie o sobie. Owszem, wielu ludzi chce robić karierę i zarabiać pieniądze, ale nie z wszystkimi tak jest. Bywają też inni.

Co jest ważniejsze: żeby praca była ciekawa i pozwalała się spełniać, czy żeby była dobrze płatna?
Dla mnie to pierwsze. Wybieram pracę, którą można wykonywać z pasją. Nie oceniam jednak pracy dla pieniędzy jako czegoś nagannego. Poza tym zdaję sobie sprawę, że nie każdy może sobie pozwolić na wymarzoną pracę - z rozmaitych powodów: zdolności lub sytuacji rodzinnej (konieczność utrzymania kilku osób). Co do mnie, będę dążyć do tego, aby moja praca mnie pasjonowała, a nie była przymusem. Przynajmniej na razie robię to, co mnie fascynuje.

Jeden z twoich rówieśników powiedział, że chce dobrze zarabiać, a pasję będzie realizował po pracy. Jego pasja to sporty ekstremalne. Czy skakanie z mostu można nazwać pasją?
Chyba tak. Choć ja, gdybym już miała wybierać, to wybrałabym co innego, na przykład alpinizm. To na pewno jest pasja. I trzeba się jej poświęcić.

Ale to tylko skakanie. To może być forma relaksu, ale nie pasja.
To zależy od podejścia. Jeśli dla kogoś jest to tylko rozrywką, to wtedy tak. Ale jeśli próbuje on w ten sposób przekroczyć pewne granice, sprawdzić siebie, to wtedy jest to pasja. Tak jak u wybitnych sportowców. Wtedy nie jest to płytkie, nawet jeśli komuś wydaje się dziwactwem.

Inni twoi rówieśnicy mówią, że zależy im na wygodnym życiu. Chcą pracować, zarabiać, a potem odpoczywać w wygodnym domu. Relaksować się z rodziną.
Każdy chciałby żyć wygodnie, poza pustelnikami. Rozumiem jednak, że chodzi tu o rozdzielenie pracy od reszty życia. Według mnie to kwestia priorytetów. Jeśli dla kogoś najważniejsza jest rodzina, to chce spędzać wolny czas z bliskimi, w wygodnym domu. Ja mam inne pragnienia. Czas wolny chcę poświęcać na własny rozwój. Chcę dokonać czegoś, co miałoby wartość niezależną od przyjemności.

A chcesz szybko założyć rodzinę, jak wielu twoich rówieśników?
Nie. Najpierw coś. Potem rodzina.

Masz ideały?
Wydaje mi się, że tak. Głównie w dziedzinie sztuki, która mnie interesuje.

Czy mogłabyś poświecić się dla czegoś tak abstrakcyjnego jak dobro ogółu albo ojczyzna?
Nie wiem, choć pewnie tak. Są sytuacje, w których trzeba coś takiego zrobić, w których nie można koncentrować się wyłącznie na sobie i dbać tylko o swój interes.

A co jest ważniejsze: przyjaźń czy pieniądze?
Przyjaźń.

Wzięłabyś udział w bezwzględnej walce z kolegą o kontrakt, który umożliwiłby ci zrobienie kariery?
To zależy od co najmniej dwóch rzeczy. Po pierwsze, czy ten kolega byłby moim bliskim przyjacielem, a po drugie, czy byłaby to uczciwa rywalizacja. Jeśli tak, to nie widzę niczego złego w tak pojmowanej walce.

Czym jest dla ciebie ojczyzna, patriotyzm?
Ojczyzna jest dla mnie ważna, nie wyobrażam sobie życia na dłuższą metę w innym kraju. Tu jest mój dom, rodzina i przyjaciele. Rzeczy przyziemne, które darzę sentymentem. I historia, z którą jestem związana na dobre i na złe.

Twoi rówieśnicy mówią, że nie zamierzają wyjeżdżać z Polski z czysto przyziemnych powodów - po prostu nie muszą. Tu jest Europa, Polska daje im to samo, co reszta Unii.
Zależy, co się chce robić. Ja, przynajmniej na razie, nie odczuwam potrzeby wyjazdu na dłuższą metę. Mogę spokojnie rozwijać się tu, na miejscu. Ale nie wykluczam, że w jakimś momencie mogłabym na jakiś czas wyjechać, gdyby taki wyjazd służył moim projektom i pracy.

*Anna Libera, 19 lat, córka Antoniego Libery