Życiu Polaka nic już nie zagraża - twierdzą lekarze. Jeżeli wyrażą zgodę, jutro rannego mężczyznę odwiedzi przedstawiciel polskiego konsulatu.

Reklama

Mężczyzna został przypadkowo postrzelony przez napastników, którzy dokonali zamachu na bazę wojskową w Antrim. Północnoirlandzcy terroryści zaatakowali w sobotę krótko przed godziną 22:00. Napastnicy wykorzystali moment, kiedy żołnierze przyjmowali dostawę pizzy, i otworzyli ogień z broni automatycznej. Zabili dwóch wojskowych na miejscu, cztery osoby ranili.

>>>Zobacz miejsce zamachu

Polak, który dostał sześć pocisków, był w bardzo ciężkim stanie. "Jego stan był bardzo poważny. Przy łóżku czuwa jego dziewczyna. Jesteśmy w kontakcie z jego rodziną w Polsce" - powiedziała irlandzkiemu magazynowi "Link Polska" w niedzielę po południu Georgina Wald z restauracji, w której pracował Polak.

"Polak jest po operacji, w stabilnym stanie i prawdopodobnie wyjdzie z tego cało. Jest przy nim jego partnerka, z którą ma malutkie dziecko. Jego rodzina w Polsce została poinformowana, jedno z rodziców jest juz w drodze do Irlandii" - poinformował w końcu Jerome Mullen, konsul honorowy RP.

>>> Terroryści zaatakowali Irlandię Północną

Zamach przeprowadzono bardzo precyzyjnie. Niepodejrzewający niczego czterej brytyjscy żołnierze wyszli przed bramę garnizonu 38. pułku saperów, by odebrać zamówioną przez telefon pizzę. Wtedy z zaparkowanego na poboczu samochodu marki Vauxhall Cavalier padły strzały. "Początkowo myślałem, że to fajerwerki. Dopiero potem uświadomiłem sobie, że słyszę długą serię z karabinu maszynowego" - mówił brytyjskim mediom jeden z okolicznych mieszkańców. Obaj wojskowi, którzy znaleźli się za bramą, zginęli na miejscu. Zabity Polak nieświadomie odegrał rolę przynęty.

To, co wydarzyło się przed bramą, przypomniało okolicznym mieszkańcom obrazki, od których w ciągu dekady względnego spokoju w Ulsterze zdążyli już niemal odwyknąć. "W bazie zawyła syrena. Na miejscu natychmiast pojawiło się sześć ambulansów i Bóg jeden wie ile policyjnych wozów" - powiedział naoczny świadek sobotnich wydarzeń cytowany przez londyński "The Times".

Reklama

>>>Prawdziwa IRA nie żałuje Polaka

Za zamachem stoi organizacja "Prawdziwa IRA". To radykalny odłam Irlandzkiej Armii Republikańskiej, który jest przeciwny porozumieniu pokojowemu. Ugrupowanie powstało w 1997 roku, a rok później zorganizowało w mieście Omagh w Irlandii Północnej zamach, w którym zginęło ok. 30 osób.

Jest to jedna z małych organizacji republikańskich uważających się za kontynuatorów Irlandzkiej Armii Republikańskiej (IRA), która w ostatnich latach dokonała samorozwiązania. Liczące kilkaset osób ugrupowania stoją na stanowisku, że walka o oderwanie Ulsteru od Wielkiej Brytanii wciąż trwa, mimo porozumienia wielkopiątkowego z 1998 roku.

Sobotni atak potępiły niemal wszystkie ugrupowania polityczne w Irlandii i w Wielkiej Brytanii. "Cały kraj jest zszokowany tym złym i tchórzliwym czynem, wymierzonym w żołnierzy służących swojemu krajowi" - mówił wczoraj premier Wielkiej Brytanii Gordon Brown. W podobnych słowach wypowiadał się szef irlandzkiego rządu Brian Cowen. "Mała grupka złych ludzi nie podważy procesu pokojowego w Irlandii Północnej" - powiedział. Od zamachu odciął się nawet lider niepodległościowej irlandzkiej partii Sinn Fein Gerry Adams, który uznał sobotnie wydarzenia za "błędne i szkodzące mieszkańcom Ulsteru”.