Kiedy 21-letniej Monice z Warszawy zmarła matka, zakład ubezpieczeniowy, jeden z największych działających w Polsce, wypłacił jej pieniądze tylko z tytułu śmierci kobiety. Tymczasem mama pani Moniki miała wykupione zarówno ubezpieczenie na życie, jak i zdrowotne. Zachorowała nagle, zmarła dwa miesiące później. ”Gdy trafiła do szpitala, każdy z nas strasznie to przeżywał. Myśleliśmy tylko o tym, żeby ją wspierać” - mówi Monika. Jak się później okazało, to był błąd. Rodzina powinna była poinformować ubezpieczyciela o chorobie matki, by dostać odszkodowanie. Firma nie chce teraz uznać roszczeń.

Reklama

Według Igora Marka, prawnika z kancelarii Teodorowski i Wojtaszek, taka sytuacja to niestety smutny standard - firmy ubezpieczeniowe często oddalają roszczenia klienta, twierdząc, że polisa ich nie uwzględnia albo uwzględnia, ale pod jakimś szczególnym warunkiem. ”Kiedyś prowadziłem sprawę klienta, który przy zawieraniu umowy podał, że cierpi na nadciśnienie, nie wpisał jednak, że bierze tabletki. Z tego powodu firma nie chciała mu wypłacić odszkodowania” - opowiada Marek.

Podobnych przypadków są tysiące. Z najnowszego raportu Biura Rzecznika Ubezpieczonych wynika, że w 2008 r. rozpatrzono w sumie 7 tys. 631 zażaleń. Najwięcej, bo ponad 3 tys., dotyczyło zaniżonego odszkodowania, a 2 tys. odmowy wypłaty świadczenia. Bardzo powszechne jest też odwlekanie sprawy. ”Ubezpieczyciele zwodzą klientów najdłużej, jak się da, licząc na to, że się w końcu zniechęcą i zrezygnują z roszczeń” - tłumaczy Igor Marek.

Dobitnym przykładem takich metod jest historia 27-letniego Michała z Warszawy. Ponad rok temu mężczyzna został dotkliwie pobity przez nieznanych sprawców: był kopany, kłuty nożem. Lista obrażeń była długa: wstrząśnienie mózgu, rany głowy, pęknięta kość policzkowa, odpryśnięty kawałek kości twarzy i przesunięcie jej w kierunku oka, wylewy w siatkówkach obu oczu.

Kiedy wyszedł ze szpitala i zgłosił się do swojego ubezpieczyciela po odszkodowanie, zaczęła się droga przez mękę. Najpierw zażądano od niego pisemnego dowodu, że na miejscu zdarzenia była policja. Później okazało się, że potrzebne są zeznania, jakie złożył na policji, a następnie ubezpieczalnia zażądała badań lekarskich. ”Dostałem skierowanie do chirurga i neurologa. Musiałem sam wysłać podanie, by przebadał mnie również okulista, bo firma chyba o tym zapomniała” - opowiada mężczyzna. Neurologowi żalił się na problemy z pamięcią, duszności, stany lękowe, koszmary. Lekarz jednak stwierdził, że te dolegliwości nie czynią z niego inwalidy, więc nie ma podstaw do wypłaty odszkodowania. ”W moją sprawę zaangażowana jest cała rodzina. Piszemy odwołania, podania, walczymy o kolejne dokumenty. Ja mieszkam teraz w Anglii i żeby cokolwiek załatwić, muszę latać do Polski. Nie sądzę, żeby odszkodowanie, jeśli kiedykolwiek je dostanę, pokryło mi choćby koszty biletów” - mówi rozgoryczony Michał.

Polaków, którzy podobnie jak on postanowili walczyć z ubezpieczycielem, jest coraz więcej.
”Analizują działanie konkretnych firm, sprawdzają, czy wywiązują się z umowy. Są dociekliwi i aktywni” - mówi Krystyna Krawczyk, dyrektor Biura Rzecznika Ubezpieczonych.

Aktywność poszkodowanych szczególnie widać na forach internetowych, gdzie opisują swoje sprawy, wymieniają się doświadczeniami i zadają pytania ekspertom. Coraz częściej zatrudniają też profesjonalistów, którzy pomagają im w walce z ubezpieczycielami. W internecie aż roi się od ofert kancelarii prawnych i firm windykacyjnych specjalizujących się w dochodzeniu odszkodowań. ”Podobnie było 10 lat temu w Irlandii. I dzięki temu rynek ubezpieczeń szybko się tam ucywilizował” - tłumaczy Igor Marek.