Magdalena Janczewska: Sprawdzała pani, ile straciła na kryzysie?
Grażyna Kulczyk*: Nie, wolę tego nie wiedzieć. Kryzys naprawdę mnie nie paraliżuje, wolę traktować go jako motywację do działania. Mam zwyczaj przejmować się tylko tym, na co mam wpływ. Myślę o moich najemcach i troszczę się o nich. Mam świadomość, że jak im będzie dobrze, to i mnie też. Dlatego staram się robić wszystko, aby klienci Starego Browaru znajdowali tam i przyjemność, i inspirację, i dobrą jakość. Zintensyfikowaliśmy działania marketingowe, aby przyciągnąć jak największą liczbę ludzi. Chcę, aby mój klient powiedział: to jedyne takie miejsce na świecie. Nawet jak jest mi smutno i źle, to przyjdę, bo tam będzie czysto, radośnie, wysmakowanie, bo będą kwiaty, świetna atmosfera, nowe sklepy albo interesujące wydarzenia artystyczne. Chcę, aby klienci czuli się w Starym Browarze komfortowo i byli zainspirowani do lepszego życia.
>>> Polski miliarder Sołowow też nie boi się kryzysu
Ale w kryzysie ludzie chyba mniej chętnie pozwalają sobie na luksusy...
Niekoniecznie. W ciągu ostatnich tygodni otworzyliśmy kilkanaście nowych markowych sklepów, a parę z nich zanotowało znacznie większe obroty niż w innych galeriach handlowych. Moim zdaniem nic tak nie poprawia nastroju jak witamina K, czyli kupowanie. Nawet w czasach kryzysu, a może szczególnie wtedy, człowiek chce sobie sprawić przyjemność. Dlatego nie boję się o Browar.
>>> Polacy masowo kupują luksusowe towary
Czy odmówiła sobie pani czegoś z powodu kryzysu?
Jestem w swoich poczynaniach zarówno prywatnych, jak i zawodowych dość rozważna. Od lat istnieje w moich wydatkach równowaga. Nigdy nie pozwalałam sobie na wszystko i nie wydawałam jakiś zawrotnych sum na towary luksusowe. Dlatego nie musiałam w ostatnich miesiącach sobie niczego odmawiać.
Ale gdyby musiała pani zacisnąć pasa, to od czego by pani zaczęła?
Pewnie od swojego największego, ekstraordynaryjnego wydatku, czyli sztuki. Być może musiałabym zweryfikować swoje plany zakupowe na ten rok albo wręcz z części z nich zrezygnować. Ale bez względu na to, czy jest kryzys, czy nie, kupując, zwracam uwagę na to, czy dzieło sztuki mnie porywa i pasuje do kolekcji. Zawsze na końcu analizuję cenę i zastanawiam się po gospodarsku, czy można kupić w innym miejscu albo poczekać na korzystniejszą ofertę. Szczególnie w czasie kryzysu mogą pojawić się świetne okazje, gdy ktoś będzie wyzbywał się dzieł sztuki, aby spłacić jakieś swoje zobowiązania finansowe.
A co z oszczędnościami w biznesie? Ciągle słyszymy o redukcji kosztów i zwolnieniach...
Nie planuję żadnych gwałtownych ruchów, aczkolwiek wprowadzam w swoich przedsiębiorstwach racjonalniejszą politykę wydatków. Nie byłam nigdy żadnym wielkim graczem giełdowym, nie mam akcji, które znacznie straciłyby na wartości. Prowadzę firmę opartą na rzeczywistych działaniach, na ludzkiej pracy. Być może właśnie dlatego nie mam aż tak wielu powodów do zmartwień.
A może czas kryzysu to dobry moment na inwestycje?
Jak najbardziej. Pierwszą część Browaru budowałam właśnie w nie najlepszym okresie w gospodarce. Niewielu wierzyło, że ta inwestycja się powiedzie. Wtedy rynek nieruchomości i budowlany przeżywały zastój, więc gdy zaczęłam inwestycję, firmy pchały się drzwiami i oknami, żeby dostać ode mnie zlecenie. Dlatego wcale nie zamierzam rezygnować z budowy spa w Polanicy, wręcz przeciwnie, to może być wyśmienity na to moment.
>>> Najbogatsza Polka chce zarobić na spa
Co by się stało, gdyby jednak nagle straciła pani wszystkie swoje pieniądze?
Trudno mi sobie to wyobrazić. Ale i tak uważam, że najważniejsze są: zdrowie, przyjaciele i rzetelna praca. Nigdy nie byłam uzależniona od luksusu. Budowałam swoje biznesy od podstaw. Jestem urodzonym przedsiębiorcą. Każdy następny biznes byłby związany ze sztuką, bo wiem, jak życie łączyć ze sztuką.
*Grażyna Kulczyk jest jedną z najbogatszych Polek