1. Trudności z umówieniem się do lekarza pierwszego kontaktu
Rafał, 35 lat, psycholog, Warszawa: Moja 3-letnia córka zachorowała na coś, co wyglądało jak grypa. Miała gorączkę, spuchnięte, załzawione oczy, była słaba, skarżyła się, że bolą ją nóżki i rączki. Zadzwoniłem do przychodni, by zapisać ją do lekarza. Usłyszałem, że najbliższy wolny termin jest za trzy dni. Mówię, że dziecko dziś potrzebuje lekarza. ”No to proszę przyjść i poczekać, lekarz przyjmie między pacjentami” - usłyszałem. Oznaczało to, że mam wziąć to lejące się przez ręce dziecko i siedzieć z nim kilka godzin w poczekalni, aż doktor będzie miał okienko. Zamówiłem prywatną wizytę domową za 200 zł.
2. Problem z uzyskaniem skierowania na badania
Małgorzata, 30 lat, grafik komputerowy, Łódź: Córka dostała na wyjeździe poważnych bólów brzucha. Po powrocie wybrałyśmy się do przychodni rejonowej. Szczególnie zależało mi na skierowaniu na badania moczu i USG brzucha. W przychodni przed godz. 16 dowiedziałam się, że nie dostanę się już do dziennego lekarza i muszę zapisać się do dyżurnego lekarza pediatry. Po odstaniu w kolejce dwóch godzin w końcu udało mi się dostać do pani doktor. Lekarka zbadała brzuch córki, ale niczego nie odkryła. I ku mojemu zdziwieniu kazała mi przyjść następnego dnia do lekarza rodzinnego. Po co? Żeby mi dał skierowanie na USG brzucha. Ona sama jako lekarz dyżurny nie miała prawa tego zrobić. Jak tłumaczyła, zabrano jej nawet odpowiednie druczki, na których wydaje się skierowania do specjalistów czy osobne badania. Efekt był taki, że spędziłam z córką w przychodni 4 godziny i wyszłam z niczym. Aby uzyskać skierowanie, musiałam wziąć zwolnienie z pracy i następnego dnia znowu iść z nią do przychodni.
3. Długa kolejka do specjalisty
Mirosława Kuś, 54 lata, Szczecin: Mam potworne bóle kręgosłupa. Prześwietlenie rentgenowskie wykazało, że są jakieś zmiany. Na początku marca lekarz rodzinny skierował mnie do neurologa. Pani w rejestracji powiedziała jednak, że najbliższy termin jest dopiero w maju. A mnie boli tak, jakby ktoś wbijał mi do kręgosłupa długą szpilę. Gdy idę do przychodni i pytam, czy neurolog mógłby mnie przyjąć w trybie pilnym, słyszę, że pilnie to mogę sobie pójść prywatnie. Ale przecież nie po to płacę prawie 1 tys. zł na ZUS, żeby jeszcze wykładać kolejne 70 zł za wizytę u lekarza.
4. Źle zorganizowana pomoc nocna
Ewa, 50 lat, specjalistka od ubezpieczeń, Katowice: Zraniłam się w głowę, więc pogotowie zabrało mnie do szpitala. Lekarz opatrzył mnie i powiedział, że mam natychmiast wrócić, jeśli głowa będzie dokuczać. Dwa dni później w nocy poczułam ostry ból, więc córka zawiozła mnie na izbę przyjęć. Siedziałam pięć godzin na plastikowym krzesełku w zatłoczonej poczekalni. Obok na noszach leżała staruszka z rozbitą głową. Czułam się coraz gorzej, ale nie mogłam się położyć. Lekarz przyjął mnie dopiero nad ranem.
5. Problem z zamówieniem wizyty domowej
Barbara, 32 lata, specjalistka od marketingu, Warszawa: Późnym wieczorem moje półroczne dziecko dostało wysokiej gorączki. Zadzwoniłam po nocną pomoc lekarską na numer, który wisiał w naszej przychodni pediatrycznej. Tam podano mi numer prywatnego pogotowia ratunkowego, które podobno ma z przychodnią kontrakt. Na pogotowiu spytano mnie, czy sprawa jest pilna, a potem poradzono, by jednak jechać do przychodni. Stamtąd zostałam znowu odesłana do pogotowia. Gdy zadzwoniłam, obiecali, że przyjadą. Czekałam do rana, a potem wezwałam prywatnego lekarza. Próbowałam też zamówić wizytę domową w dzień. Za każdym razem słyszałam: "Nie, to niemożliwe, pani doktor ma już dziś komplet wizyt".
6. Brak dostępu do rehabilitacji
Aleksandra, 60 lat, emerytka, Kraków: Mam chory kręgosłup, a od kręgosłupa boli mnie noga. Jedynym lekarstwem są masaże i rehabilitacje. Co jakiś czas dostaję więc skierowanie na te zabiegi. Obowiązują tu jednak pewne surowe reguły: albo dostanę skierowanie na rehabilitację nogi, albo na rehabilitację kręgosłupa. Na nogę i kręgosłup naraz, choć tylko wtedy te zabiegi mają sens, skierowania nie dostanę.