Adrian z warszawskiego Bródna to typowy przedszkolak: większą część pierwszego roku przedszkolnej edukacji spędził w domu, bo wciąż zapadał na różne infekcje. ”Łapał każdy katar, anginę czy grypę. W pierwszej grupie przeszedł chyba przez wszystkie dziecięce choroby zakaźne” - opowiada jego matka. Choć chłopiec nie korzystał z przedszkolnych zajęć: lekcji języka angielskiego czy rytmiki, rodzice za wszystko regularnie płacili. Zwalniano ich wyłącznie z opłat za posiłki.

Reklama

W podobnej sytuacji są tysiące rodziców w Polsce, którzy posyłają swoje dzieci do publicznych przedszkoli. Bez względu na to, czy ich dziecko korzysta, czy nie korzysta z opieki i zajęć, płacą za nie z góry ustaloną stawkę, rozliczając indywidualnie wyłącznie koszty posiłków. Eksperci, z którymi rozmawialiśmy, nie mają jednak wątpliwości, że ten powszechny zwyczaj jest niezgodny z prawem. ”Za czas nieobecności dziecka przedszkole nie ma prawa pobierać żadnych opłat” - mówi Marek Żebrowski z biura rzecznika praw dziecka.

Pod koniec grudnia rzecznik alarmował: rady gmin odpowiedzialne za działalność przedszkoli na swoim terenie nieodpowiednio ustalają cenniki opłat. ”To powszechne zjawisko” - informował rzecznik. Chodzi o to, że opłaty podzielone są zazwyczaj na dwie części: koszt posiłków i tzw. opłatę stałą. Według rzecznika właśnie ta druga część jest niewłaściwa, a prawo zupełnie jej nie przewiduje. ”Przez pięć godzin dziennie przedszkole publiczne ma obowiązek realizować podstawę programową, która jest bezpłatna. Opłaty można pobierać tylko za to, co jest ponad podstawę, ale muszą to być wyraźnie wyodrębnione składniki” - tłumaczy Marek Żebrowski.

W większości przedszkoli jest jednak zupełnie inaczej, co - zdaniem rzecznika uniemożliwia zwrot pieniędzy za czas nieobecności dziecka w przedszkolu. ”Kiedy przedszkolak nie jest nieobecny, koszty powinny być w całości zwrócone” - podkreśla stanowczo Żebrowski.

Reklama

Dokładnie takiego samego zdania był Wojewódzki Sąd Administracyjny we Wrocławiu, który już 3 lata temu podobne praktyki uznał za naruszenie konstytucyjnej zasady równości wobec prawa i zakazu dyskryminacji. ”Nie może zaistnieć sytuacja, w której wysokość dziennej opłaty za pobyt dziecka w przedszkolu będzie jednakowa dla wszystkich, bez uwzględnienia rzeczywistych świadczeń, z których dziecko faktycznie korzysta podczas swojego pobytu w przedszkolu” - uzasadniał.

Ale przedszkola nadal robią swoje. Co więcej, informację, że za czas nieobecności dziecka zwracają pieniądze jednie za posiłki, podają zazwyczaj całkiem otwarcie na swoich stronach internetowych. Rodzice są więc bezsilni. ”Wybieramy się w czerwcu na wakacje, dziecka nie będzie trzy tygodnie w przedszkolu. Czy dyrektorka ma prawo żądać ode mnie pieniędzy?” - pyta na jednym z forów internetowych matka 4-latka. Pod jej wpisem wije się długi łańcuszek odpowiedzi. Wszystkie podobne: ”Dostaniesz zwrot za posiłki, ale tylko wtedy, jeśli zgłosisz nieobecność dziecka dzień wcześniej, opłaty stałej ci nie zwrócą” - odpowiadają inne matki.

Prawnik, specjalista ds. prawa pracy, Waldemar Gujski, radzi rodzicom, by kierowali do sądów sprawy cywilne przeciwko radom gmin. ”To droga trudna, ale pewna” - mówi.