Jak wynika z najnowszych danych GUS - w ciągu ostatnich 10 lat liczba państwowych przedszkoli zmniejszyła się w niektórych rejonach kraju aż o jedną trzecią. Efekt? Mamy 40 proc. przedszkolaków, tymczasem w krajach UE jest ich dwa razy więcej! My z takim wynikiem zajmujemy niechlubne ostatnie miejsce w Unii.
To sprawia, że polskie dzieci mają pod górkę, jeszcze nim rozpoczną naukę w szkole. ”To właśnie przedszkole uczy działania w grupie, przygotowuje dziecko do nowych ról społecznych” - podkreśla psycholog Krystyna Zielińska. Potwierdzają to amerykańskie badania, z których wynika, że dzięki przedszkolu trzykrotnie zwiększa się szansa na sukces szkolny i podwaja się możliwość ukończenia uniwersytetu.
Nie dziwią więc skargi zdesperowanych rodziców kierowane do rzecznika praw obywatelskich. Ten zareagował na nie listem do minister edukacji Katarzyny Hall. ”Edukacja przedszkolna musi być traktowana jako prawo przysługujące każdemu dziecku” - napisał Janusz Kochanowski.
Na razie to pobożne życzenia. W Kobylance, gminie w woj. zachodniopomorskim, nie ma ani jednej placówki, gdzie można by posłać kilkulatka. Mieszkańcy, którzy dowożą codziennie swoje dzieci kilkadziesiąt kilometrów do Szczecina czy Stargardu, poprosili wójta o budowę przedszkola na ich terenie. Ten przyznaje, że jest ono potrzebne, ale rozkłada ręce i obiecuje wrócić do sprawy za rok lub dwa. Tymczasem miejsc zaczyna brakować także w Szczecinie.
Optymizmu nie przynoszą najnowsze raporty kuratoriów oświaty na temat dostępności do edukacji przedszkolnej. Np. w woj. świętokrzyskim jest sporo gmin, w których ani jedno dziecko nie chodzi do przedszkola, bo go nie ma! A tam, gdzie nawet są, dochodzi do ostrej selekcji. W gminie Strawczyn jest 320 dzieci i 70 miejsc w przedszkolach. ”Jesteśmy bezradni, mamy więcej chętnych niż miejsc” - przyznaje Monika Sideł, kierowniczka gminnego referatu oświaty w Strawczynie.
Podobnie jest w całej Polsce. ”Złożyliśmy podania do kilku placówek w Warszawie. Bardzo się baliśmy, że nasz syn zmarnuje rok” - opowiada Rafał Piekarski, ojciec 3-letniego Rocha. Na wszelki wypadek zapisał syna również do prywatnej placówki.
Ale nie wszyscy rodzice mogą się w ten sposób zabezpieczyć. Inni muszą czekać kolejny rok, bo są placówki, gdzie pięcioro dzieci walczy teraz o jedno miejsce - jak w Limanowej.Cały czas wydajemy karty zgłoszeniowe, a już w tej chwili chętnych jest tylu, że spokojnie moglibyśmy utworzyć grupę rezerwową” - mówi dyrektorka jednego z łódzkich przedszkoli Anna Płuciennik.
Sytuacji nie poprawia nawet to, że Ministerstwo Edukacji od pewnego czasu wspiera tworzenie tzw. alternatywnych form wychowania przedszkolnego. Mogą to być niewielkie, nawet kilkuosobowe grupy działające np. kilka razy w tygodniu. Powstało ich trochę, ale problemu nie załatwią.