W Polskim Radiu wrze. Na korytarzach dyskutuje się niemal wyłącznie o sprawie kilku kobiet pracujących w dziale serwisów informacyjnych programu pierwszego, które na mocy decyzji dyrekcji mogą czytać je jedynie późnym popołudniem, wieczorem i w nocy. Dlaczego? Bo kobiece głosy są mniej wiarygodne niż męskie - oświadczyli szefowie programu. Nie przekonują ich nawet opinie specjalistów od prawa pracy, że taka decyzja to jawna dyskryminacja. Grafiku dyżurów zmieniać nie zamierzają.
Po tym jak opisaliśmy wczoraj sprawę, cały zespół ”Jedynki” został wezwany na spotkanie z dyrektorem Wincentym Pipką. Do dziennikarzy przyszedł również pełniący obowiązki prezesa Polskiego Radia Robert Wijas. ”Prezes sprawę zbagatelizował. Pytał, czy gdy przepuści kobietę w drzwiach, zostanie posądzony o seksizm?” - opowiada jedna z dziennikarek. Wszyscy pracownicy dowiedzieli się również, że nie wolno im psuć wizerunku firmy. ”Mówili, że takie sprawy trzeba załatwiać w zespole, a nie chodzić i szczekać po mieście, bo teraz muszą się tłumaczyć przed urzędnikami. A prezes oświadczył, że gdyby miał zajmować się każdą taką sprawą, musielibyśmy mu zapłacić za nadgodziny. Tylko nas przydeptali. Dali do zrozumienia, że nic nie zmienią, a może być jeszcze gorzej” - mówi jedna z dziennikarek.
>>>Szefowie "Jedynki" dyskryminują i zastraszają
Poszkodowane znalazły zrozumienie u kolegów. ”Większość mężczyzn w redakcji uważa, że nie wolno ich dyskryminować. Gdy to powiedzieliśmy, zagrożono nam obcięciem zarobków” - potwierdza jeden z dziennikarzy. Żaden z naszych rozmówców ze strachu przed utratą pracy nie chce ujawniać nazwiska. O komentarz w tej sprawie prosiliśmy wczoraj troje redaktorów naczelnych Programu Pierwszego. Ich sekretarki przez cały dzień zapewniały, że oddzwonią, ale z żadnym z redaktorów nie udało się nam porozmawiać. Dopiero wieczorem dostaliśmy oświadczenie, w którym Zarząd Polskiego Radia zapewnia, że w spółce przestrzegane są regulacje ”dotyczące niedyskryminacji w zatrudnieniu”, a ”redaktor naczelny każdej anteny ma prawo do swobodnego kształtowania polityki programowej”.
Za koleżankami po fachu ujęli się za to dziennikarze innych stacji. Dwaj prowadzący poranne pasmo w warszawskim Radiu PiN rozważali na antenie, czy blondyni są bardziej wiarygodni od brunetów, a właściciele kotów od właścicieli psów. ”W ten sposób wyśmialiśmy decyzję dyrekcji ”Jedynki” - mówi Marcin Dobrowolski. ”U nas rano serwisy zawsze czytają kobiety. Jeżeli ktoś twierdzi, że panie na antenie są mniej wiarygodnie, jest męskim szowinistą” - dodaje.
Podobnie uważają prowadzący program ”Dzień dobry bardzo” w Radiu Zet. ”Facetom przed mikrofonem brak jednej rzeczy - seksapilu. A kobiety go mają. Ciepło ich głosu ma dobry wpływ na wiarygodność przekazu” - mówi Marek Starybrat. Jego kolega Jarosław Budnik dodaje: ”To, co się dzieje w <Jedynce>, to jakiś ponury żart. Czy można powiedzieć o Justynie Pochanke, że jest niewiarygodna, bo jest kobietą? To byłby skandal”.
A czy taka sytuacja byłaby możliwa na przykład w brytyjskiej sieci BBC? ”Nigdy. A gdyby jednak kobiety zostały zdjęte z anteny, natychmiast poszłyby do sądu, skarżąc się na dyskryminację. I sprawę by wygrały" - mówi DZIENNIKOWI producent Julian Sturdy.
Wieczorem na jednym z portali internetowych pojawiła się informacja, że do Polskiego Radia wkroczy Państwowa Inspekcja Pracy.