Jeszcze kilka lat temu tzw. zawodówkom wieszczono rychłą śmierć, jednak zakończony właśnie nabór do szkół średnich wyraźnie pokazuje, że taki los z pewnością im nie grozi.

W samej tylko Warszawie technika i szkoły zawodowe wybrało aż 40 proc. uczniów, a na wiele kierunków o jedno miejsce walczyło kilka osób. I tak na przykład, by dostać się do klasy o specjalizacji mechanik samochodowy, trzeba było pokonać blisko czterech kandydatów.

"Zainteresowanie technikami i zawodówkami rzeczywiście z roku na rok rośnie. Głównie dlatego, że młodzi ludzie są coraz bardziej pragmatyczni i wiedzą, jakie są wymagania rynku pracy" - mówi Iwona Bugajska, zastępca dyrektora miejskiego wydziału edukacji we Wrocławiu. Tam aż połowa gimnazjalistów zdecydowała się na zdobywanie konkretnego fachu. Podobnie jest w całej Polsce.



Reklama

Skąd taki boom na kształcenie zawodowe? "Absolwenci technikum są wręcz rozchwytywani przez pracodawców. Jest ich mniej niż poszukiwanych pracowników" - tłumaczy Renata Fudała, wicedyrektorka Zespołu Szkół Ponadgimnazjalnych nr 17 w Łodzi.

W ostatnich latach coraz więcej szkół podpisuje umowę z konkretnymi firmami, które potem rekrutują pracowników wśród uczniów. Szkoła nr 17 z Łodzi jest związana z koncernem Gilettes, więc jej wychowankowie mogą być pewni, że znajdą tam zatrudnienie. Taki model funkcjonuje od dawna na Zachodzie, a kilka lat temu dotarł również do Polski.

Ale jest jeszcze inna przyczyna lawinowego wzrostu zainteresowania kształceniem zawodowym. Do tej pory rodzice za wszelką cenę starali się wysłać swoje dzieci do liceów ogólnokształcących, czasem nawet wbrew ich chęciom i zainteresowaniom. Aby to zjawisko ograniczyć, niektóre szkoły wprowadziły wysokie limity punktów koniecznych, by starać się o przyjęcie.

"Jest to o tyle uzasadnione, że w ubiegłych latach do liceów dostawały się dzieci z małą liczbą punktów i potem zwyczajnie sobie nie radziły. Musiały zmieniać szkołę" - mówi Krzysztof Gatz z urzędu miasta w Bydgoszczy.

Gatz nie ukrywa, że chodziło również o wypromowanie techników i zawodówek. Zabieg okazał się bardzo skuteczny: w Bydgoszczy grubo ponad połowa gimnazjalistów poszła w tym roku do techników i zawodówek. Identyczne rozwiązanie planują wprowadzić w przyszłym roku również inne miasta.



Ale i szkoły zawodowe walczą o nowych uczniów. Przede wszystkim proponując im coraz bardziej atrakcyjne profile klas. I tak np. w technikum w Białymstoku można się uczyć organizacji reklamy, a w Trzebini zostać technikiem architektury krajobrazu albo organizatorem usług gastronomicznych.

Co ciekawe, zmienia się również podejście do szkół uczących zawodu. Jeszcze niedawno pokutowała opinia, że idą do nich jedynie najsłabsi, ci, którzy nie dostali się do żadnego liceum. Teraz nawet absolwenci zawodówek bronią jakości zdobywanego w nich wykształcenia.

Ożywiona dyskusja na ten temat toczy się w internecie. "Jestem elektromechanikiem po zawodówce, a czytam polską klasykę. Dlaczego ktoś myśli, że po zawodówce człowiek w ogóle nie czyta?" - napisał internauta Marcin.