Pogrom, którego bezpośrednimi wykonawcami mieli być sąsiedzi Żydów z Jedwabnego, od lat budzi spory, co do skali odpowiedzialności Polaków. IPN uznał, że mordu dokonała grupa polskiej ludności cywilnej, ale z inspiracji Niemców. Inni mówią, że na tych terenach antysemityzm był powszechny, więc nie trzeba było nikogo zachęcać do zbrodni. Rozbieżność w ocenie odpowiedzialności oraz skali pogromu powoduje, że co roku lipcowe obchody mordu z 1941 roku budzą kontrowersje.
Tegoroczne uroczystości były więc skromne. Nie było premiera ani prezydenta. Ze strony Polski był przedstawiciel wojewody podlaskiego. Do Jedwabnego przyjechał za to ambasador Izraela w Polsce Zvi-Rav-Ner oraz naczelny rabin Polski Michael Schudrich. Była też delegacja Związku Gmin Wyznaniowych Żydowskich w RP.
Izraelski ambasador ubolewał, że w uroczystościach nie bierze udział społeczność lokalna. "Szkoda, że nie przychodzą" - powiedział Zvi-Rav-Ner.
Katolicki ksiądz Wojciech Lemański - który od lat przyjeżdża na uroczystości do Jedwabnego - nie ma wątpliwości, co do tego, skąd bierze się mała aktywność mieszkańców. Stwierdził, że ludziom trudno przyznać się do tego, że "brat skrzywdził brata", nawet w kolejnych pokoleniach.
Mieszkańcy Jedwabnego nie przyszli dziś na miejsce kaźni kilkuset Żydów, których 68 lat temu spalono tam żywcem w stodole. Choć do miasta zjechali przedstawiciele Izraela i żydowskich gmin wyznaniowych, samorząd nie podjął gości i nie zorganizował żadnych obchodów rocznicy mordu.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama