Co się stanie jeśli właściciel stoiska nie zmieści się w godzinie? Czy będzie wyrzucony z hali bez towaru? Czy w tej godzinie mieści się też udowodnienie prawa do stoiska? Na te pytania warszawski ratusz nie daje odpowiedzi. Tomasz Andryszczyk, rzecznik władz miasta podkreśla jednak, że ustalone zasady nie są sztywne i mogą się zmienić. "Jeżeli zobaczymy, że wydawanie towaru będzie przebiegać efektywnie stanie się to w ciągu jednego albo dwóch dni. Wydłużymy czas i zwiększymy liczbę ludzi wpuszczonych do hali" - mówi.

Reklama

Na razie wydawanie towaru z zajętej po bitwie z kupcami hali ma wyglądać tak: każdego dnia po godz. 9 rano do hali wejdzie maksymalnie 20 osób - 10 właścicieli stoisk, każdy z jednym pomocnikiem. Ich listę ochrona ma dostać do godz. 8 od zarządu spółki KDT. Kupcy będą mieli godzinę na spakowanie i wyjście z hali z towarem. Każdy ich ruch będzie nagrywany.

Pierwsi kupcy do hali weszli w czwartek tuż po godz. 9. Ale tłum przybyły pod budynek był mocno zaskoczony i rozgoryczony. Okazało się bowiem, że kupcy będą wchodzić dwójkami (właściciel z pomocnikiem) co mniej więcej godzinę. Niektórzy więc na wejście poczekają do wieczora.

Pierwsza właścicielka stoiska była wyraźnie zmęczona po wyjściu z hali. Powiedziała, że większości ludzi godzina nie starczy na zabranie towaru i wyposażenia stoiska. I to pomimo tego, że dodatkowo do pomocy są jeszcze dwie osoby przypisane przez miasto. Właścicielka podkreśliła jednak, że nikt nie stoi z zegarkiem nad kupcami.

>>>Kupcy z KDT mogą już odbierać towar

Miasto twierdzi, że takie zasady mają zapewnić spokój pod halą. Ale ci odpowiadają, że pomysł ratusza jest absurdalny. Szef KDT Dariusz Połeć dodawał, że pod halą może dojść do dantejskich scen. "Znowu będą lamenty pod drzwiami, znowu będą przepychanki, ludzie będą się denerwować. (...) Wpaść jak za okupacji, złapać pod pachę i uciec" - opisywał pomysły ratusza.

Jeśli miasto nie zmieni zasad wydawania towaru, to potrwa ono około dwa miesiące. W hali jest bowiem 500 nieopróżnionych stoisk. A to daje 50 dni wywożenia towaru. Ale, jak pisze "Życie Warszawy" rzeczy zgromadzone w boksach to niejedyny problem. Kupcy twierdzą, że na stoiskach zostawili nawet portfele i klucze do mieszkań.