"Dziewczyna jest bardzo zakompleksiona na punkcie swojego wyglądu, brunetka z długimi włosami (...), troszkę puszysta, potrzebuje kogoś do towarzystwa, do czułych erotycznych spotkań. Płacę 150 zł za spotkanie, najlepiej całodzienne spacery, wypad do kina itp., koszty pokrywam ja" - pisał ogłoszeniodawca, który zamieścił anons w dziale "dam pracę". Dodawał, żeby kobiety też się odzywały, bo 21-letnia córka jest bi.
Niewielu czytelników sądziło, że ogłoszenie jest prawdziwe. I rzeczywiście okazało się żartem, choć z poważnym przesłaniem.
"Ogłoszenie, które zamieściłem na jednym ze słupskich portali, miało na celu kilka rzeczy, po pierwsze zbadanie zachowań ludzkich, sprawdzenie, ile i czy jakieś osoby odpowiedzą na tego typu ofertę <pracy> oraz poprawienie mi nieco humoru poprzez swoistego rodzaju kurację antydepresyjną" - napisał do "Głosu Pomorza" autor ogłoszenia.
Powodzenie anonsu było ogromne. "Pisały do mnie osoby z różnych zakątków Polski, popularność ogłoszenia wyprzedziła moje wszelkie oczekiwania, gdy w godzinę po emisji, mimo późnej godziny wieczornej licznik odnotował blisko 5000 odsłon" - pisze.
23-latek przyznał, że 21-letniej córki nie posiada. Ale jego żart miał też głębsze przesłanie. Mężczyzna wrócił z zagranicy i jest na razie bezrobotny. "Zastałem jednak wzrastające ceny, pracodawców oferujących 700 zł miesięcznie, pomiatających ludźmi jak śmieciami, sądy skazując za 5 groszy długu, a tym którzy biorą miliony wchodzące do tyłka" - pisze.
Co ma z tym wspólnego ogłoszenie? "Nie należy się zatem dziwić tak wielkiemu odzewowi, ja sam sobie się dziwię, że nie poszukuję jeszcze takiej pracy, a jeszcze bardziej się dziwię, że umiem trwać w takim pseudo państwie, z pseudo <prezydentem>" - kończy