Świątynia Wang to jedna z najbardziej znanych atrakcji turystycznych w Karpaczu. Tuż obok znajduje się parking. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie spór między pastorem, a właścicielem parkingu. Chodzi tu o nazwę "Wang", która została zastrzeżona i nie można używać jej bez zgody pastora. Dlatego też, aby uniknąć dodatkowych kosztów,literę "G" na tablicy informacyjnej zastąpiono literą "K" i w ten sposób powstał napis "Wank". Choć słowo to nie istnieje w oficjalnym języku angielskim, to potocznie oznacza... masturbację.

Reklama

"Na początku dziwiłem się, bo nie wiedziałem, dlaczego tak się z tego śmieją. Później dowiedziałem się, co znaczy słówko <wank>" - przyznaje Witold Matusiak, dzierżawca parkingu, który ustawił tablicę ze zmienioną nazwą kościoła.

Wśród wielu zwiedzających, zwłaszcza tych anglojęzycznych, napis na tablicy wywołuje ogólną wesołość i drwiny, większość z nich fotografuje się na tle tablicy.

Według przedstawiciela władz Karpacza, zniekształcona pisownia może wprowadzać pewne zamieszanie wśród turystów. "Wcześniej tablice parkingu pełniły rolę informacyjną. Ponieważ kościół nie znajduje się przy głównej drodze, dzięki nim łatwiej było się zorientować, że jest się w pobliżu" - uważa Ryszard Rzepczyński, zastępca burmistrza Karpacza.

Jednak według niego, skoro nazwa Wang jest chroniona, jej właściciel ma pełne prawo, by nią w dowolny sposób rozporządzać.

Jak tłumaczy Karol Długosz, przedstawiciel Świątyni Wang: "Pastor Pech poprosił o zdjęcie tablic przy parkingu, ponieważ turyści skarżyli się, że jest on zbyt drogi. Tablice sugerowały, że parking jest naszą własnością, tymczasem nie ma on nic wspólnego z działalnością kościoła", jednak sam przyznaje, że gdyby dzierżawca parkingu zapłacił za używanie nazwy "Wang" problem by zniknął. Póki co nie widać końca konfliktu, za to turyści będą mieli zabawną pamiątkę z Polski.