Jednak zdaniem psychologa Jacka Santorskiego ludzie, którzy wybierają taką pracę, robią to świadomie. Widocznie lubią szybkie zarobki, mocne wrażenia, życie tu i teraz. Potwierdza to rozmowa z wieloletnim menedżerem wielkich korporacji Bertrandem Le Guernem.

Reklama

BARBARA KASPRZYCKA: Lubi pan patrzeć na wyścig szczurów?
BERTRAND LE GUERN*: Nie. Rzadko go w ogóle widuję.

Nie widzi pan, jak się pana podwładni zagryzają o premię czy awans?
Robię dużo, żeby ich praca tak nie wyglądała. Myślę, że wyścig szczurów jest najczęściej spowodowany złym zarządzaniem.

Co pan zrobił, żeby wyścigu szczurów nie było?
Staram się stworzyć atmosferę, w której będzie się chciało pracować. Zespół ludzi musi pracować dla wartości, czegoś, co jest wymierne i daje sens. Konkurencja między pracownikami nie może być jałowa i destrukcyjna.

Reklama

Dla firmy czy ludzi?
Kiedy staje się destrukcyjna dla ludzi, tym samym jest destrukcyjna dla firmy.

Z badań wynika, że pracownicy korporacji dadzą się wyżąć jak gąbkę, bo mając 30 lat, czują, że jeśli dziś nie zrobią kariery, nie zarobią na dom i samochód, to nigdy już im się to nie uda.
Tacy ludzie się zdarzają. Ale znam i takich, którzy od kilkunastu lat pracują w jednej korporacji, bo lubią tę pracę. Nie czuli przymusu, że muszą zarobić w pięć lat na resztę życia. Często zaczynali od najniższego szczebla, ale widzieli perspektywę i chciało im się pracować, żeby pójść wyżej. To, że nie każdy osiągnie sukces, jest oczywiste.

A czy pana sukces miał początek w tzw. wyścigu szczurów? Miał pan w życiu okres zatracenia się w pracy?
Jeżeli to jest wyznacznik wyścigu szczurów, to owszem - to, co mam, osiągnąłem, pracując dużo. Ale nigdy nie zatraciłem swojej duszy. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć: jeśli startowałem w tym wyścigu, to jego koszt nie okazał się aż tak wysoki, jak to pokazują cytowane przez was badania.

Reklama

Pana żona też uważa, że ten koszt był do przyjęcia?
Jestem rozwiedziony. Ale moja praca nie miała tu żadnego znaczenia. Nigdy nie musiałem dokonać wyboru: praca albo życie prywatne. Jakoś starałem się te sfery równoważyć. I tylko utwierdziłem się w przekonaniu, że walcząc o rozwój zawodowy, nie trzeba zamieniać się w cyborga.

I nie zauważa pan wśród swoich pracowników tych wypalonych cyborgów jadących na dopalaczach, pracujących od rana do nocy?
Na pewno są. Ale może badając sytuację w korporacjach, trzeba najpierw przyjrzeć się takim ludziom na studiach: jak imprezują, czy piją kawę litrami i palą papierosy, czy przed sesją zarywają noce. Tacy ludzie nie powstają pod wpływem korporacji, tacy już przychodzą. Tragedią tych, którzy pracują od rana do nocy i muszą się czymś faszerować, jest to, że nie mają szefa, który im powie, że nie o to chodzi. Są firmy - przede wszystkim konsultingowe - w których model biznesowy zakłada, że zamiast ośmiu godzin pracuje się 12. W ten sposób generuje się 50-proc. oszczędność na etatach. Ale to jest wybór. Praca w takiej firmie może być prestiżowa i kusząca mimo ponoszonych kosztów. Ja bym jej nie wybrał.

U pana nikt nie pracuje po 12 godzin?
W przemyśle, usługach taki tryb pracy to legendy. Większość ludzi pracuje 8 godzin. W każdej firmie zdarzy się taki moment, że trzeba zostać dłużej. Kiedy w grudniu 1995 r. po raz pierwszy zostałem powołany na członka zarządu wielkiego telekomu, to nazajutrz zdarzyła się największa awaria tej sieci, cała Warszawa nie miała sygnału. Trzy dni moi ludzie nie wychodzili z pracy, a ja spędziłem z nimi każdą godzinę. Ale to są absolutne wyjątki.

A gdyby pański pracownik zakochał się w pracy, jadłby w biurze i tam spał, nie cieszyłoby to pana?
Nie, żaden z tego zysk. Mam najlepszy przykład w swojej firmie: kiedy przyszedłem, zaciekawiła mnie przełożona 10-osobowego zespołu. Dziś ma pod sobą 350 pracowników i jest najlepszym menedżerem, jakiego spotkałem. Jest kobietą, ma 32 lata, dziecko i codziennie wychodzi z pracy ok. 17.30. Nie musi się w niej zarzynać. Wystarczy, że ma niesamowity ciąg na skuteczność i entuzjazm. Nikt nie oczekuje, żeby rezygnowała z osobistego życia. I tak jest najlepsza.

A na wyjazdy integracyjne może zabrać męża i dziecko?
No nie, to są wyjazdy firmowe, niezbyt zresztą częste. Nigdy w weekend, na ogół w ciągu tygodnia, półtora dnia, to wszystko.

Widuje pan tam swoich pracowników pijanych?
Nie, jeśli ja organizuję wyjazd. Nie uznaję tzw. otwartego baru. Na moich wyjazdach jest trochę piwa czy wina na stole, kto chce pić co innego, sam płaci. Zawsze znajdzie się osoba, która się zapomni. Ale nigdy nie widziałem grupowego pijaństwa. W zeszłym roku na takim wyjeździe była zabawa, jakiś alkohol, a chętnych zaprosiłem na siódmą rano na bieganie. I biegaliśmy w piętnaście osób, niektórzy pierwszy raz od lat.

18 proc. zapytanych yuppie traktuje przygodny seks jako sposób na stres. Niektórzy menedżerowie sami proponują podwładnym wspólny wypad do agencji. Pan nigdy się z tym nie spotkał?
Nie. Odpowiedzialny szef nigdy takich rzeczy nie robi. Odpowiedzialny pracownik umie powiedzieć "nie". Praca w korporacji nie oznacza rezygnacji z przyzwoitości.

A widział pan, jak można kogoś w korporacji zaszczuć plotkami?
Kiedy jest się bezpośrednim szefem dla 30 tys. pracowników, trudno oczekiwać, że w takiej grupie nie będzie plotek.

Docierały do pana plotki o panu?
Oczywiście. Słyszałem choćby, że biorę łapówki.

I co? Nie bolało?
Mnie akurat nie, bo w tej kwestii mam skórę jak krokodyl. Gdybym się choćby ułamkiem tych plotek przejmował, dawno bym leżał na cmentarzu. Najlepszą odpowiedzią na takie insynuacje jest konsekwentnie postępować zgodnie ze swoimi zasadami.

Czyli w ogóle pan nie wierzy, że w korporacjach ludzie się spalają, zagryzają, uciekają w narkotyki.
Słyszałem takie historie. Ale zawsze dla takich ludzi miałem jedną radę, którą sam w życiu stosuję: gdy zaczynam się źle czuć w jakimś miejscu, odchodzę.

Ale tu świetnie płacą, a gdzie indziej nie ma pracy.
Po pierwsze, jeżeli ktoś dużo zarabia, to zakładam, że jest dobry. A dla dobrych jest praca. Po drugie, skoro ci tak dobrze płacą i czujesz, że złapałeś Pana Boga za nogi, to nie narzekaj! Żeby coś osiągnąć, trzeba ponosić koszty. Jeśli bilans zysków jest dla ciebie na plus - to o co masz pretensję? A jeśli na minus - to co tam jeszcze robisz?

*Bertrand Le Guern, wieloletni menedżer wielkich korporacji, od stycznia 2009 r. będzie prezesem zarządu Canal+ Cyfrowy