Ogień pojawił się w hali produkcyjnej stoczni około godziny 14. Kłęby dymu sięgały dwudziestu kilku metrów. Pod wpływem wysokiej temperatury eksplodowały butle z propanem i tlenem. Ogień szybko strawił dach hali, która runęła do środka.
Na miejsce szybko przyjechało 10 wozów strażackich. Strażacy schładzali budynek z zewnątrz. W środku było ponad 1000 stopni. Akcja była trudna, bo hala jest bardzo duża, ma około 1200 metrów kwadratowych. Produkowano tam filtry i metalowe elementy do statków. Dwa sąsiednie budynki na szczęście nie były zagrożone.
Gdy wybuchł pożar, w hali pracowało podobno około 50 osób. Rzecznik szczecińskiej straży pożarnej uspokajał, że prawdopodobnie wszystkim udało się wcześniej bezpiecznie opuścić budynek. "Do tej pory nie mamy żadnych wiadomości, że ktoś mógł zostać w środku" - powiedział Mirosław Siewierski. Pracownicy mogli to zrobić, bo pożar zaczął się najpewniej na dachu.
"Ugasimy pożar, przeszukamy pogorzelisko i dopiero wtedy będziemy mogli stwierdzić, czy nie ma ofiar" - zapowiadają szczecińscy strażacy.
Co było przyczyną pożaru? Prawdopodobnie zaprószenie ognia. Strażacy informują, że świadek, który zgłosił wybuch pożaru, widział na dachu robotników z palnikami. Po jakimś czasie, gdy mężczyzn nie było już na dachu, zauważył dym. Przyczyną pożaru mogła być też źle działająca instalacja elektryczna.
Nad miastem unosiły się kłęby dymu. Pożar wybuchł w hali produkcyjnej. W budynku eksplodowały butle z gazem. Strażacy nie mogli podejść do płonących budynków, bo bali się kolejnych wybuchów. W hali pracowało około 50 osób. Według najnowszych informacji, nikt nie ucierpiał. Strażacy podejrzewają, że przyczyną katastrofy było zaprószenie ognia. Trwa dogaszanie pożaru.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Powiązane
Reklama
Reklama
Reklama