ARTUR GRABEK: Dlaczego jako minister edukacji odpowiedzialny za oświatę publiczną posłał pan córkę do szkoły prywatnej?

ROMAN GIERTYCH*: Decyzja zapadła trzy lata temu, kiedy nawet nie myślałem o tym, że będę odpowiedzialny za polską oświatę. Powód wyboru tej placówki był prosty: szkoła ma program wychowawczy, który mi odpowiada. Nie jest koedukacyjna, dziewczęta i chłopcy mają zajęcia w osobnych budynkach, chodzą w mundurkach. Poza tym szkoła została założona przez rodziców, wielu z nich to moi bliscy przyjaciele. I to właśnie rodzice decydują o życiu tej szkoły. Ma więc ona to wszystko, co ja chciałbym osiągnąć w oświacie publicznej. Nie ukrywam również, że mój brat jest jednym z dyrektorów tej szkoły i namawiał mnie, bym tam właśnie posłał córkę Marysię. Poza tym szkoła jest pod opieką księży z Opus Dei.

A co jest złego w szkołach koedukacyjnych?



Nic. Ale rodzice, którzy zakładali tę szkołę, opierali się na postępach w nauce uczniów w szkołach koedukacyjnych i niekoedukacyjnych i okazało się, że w tych drugich wyniki nauczania są lepsze.

Nie obawia się pan, że takie posunięcie dyrektorzy i nauczyciele szkół publicznych odbiorą jako afront?

Wybierając szkołę dla swojej córki, wiedziałem, że każda decyzja, jaką podejmę, będzie odebrana jako kontrowersyjna. Gdybym wybrał szkołę publiczną, natychmiast pojawiłyby się głosy, że to ja stoję za korzystnymi rozwiązaniami dla szkoły czy gminy. Dlatego jestem przekonany, że Marysia - jako córka ministra edukacji - w szkole publicznej nie miałaby równego startu. Nie chcę angażować swoich dzieci w politykę i proszę dziennikarzy, by również tego nie robili.

"Fakt” zarzucił panu, że płacąc czesne w wysokości 600 zł miesięcznie, uwolnił pan córkę od biedy i przeciętności, jaka panuje w publicznej szkole.

Ten zarzut jest niedorzeczny. Szkoła, w której moja córka się uczy, jest bardzo skromna. Wszystkie pomieszczenia i obiekty sportowe są wynajmowane. Poza tym ta szkoła nie dostaje subwencji oświatowej na inwestycje, więc posyłając swoją córkę właśnie tam, odciążyłem budżet państwa.

Wiele osób chciałoby odciążyć budżet państwa i posłać dzieci do szkoły prywatnej, ale ich na to nie stać.


Ale wielu rodziców posyła dzieci do przedszkola. Płaci za to 300-400 zł, ta różnica nie jest aż tak duża. Poza tym to chyba dobrze, jeżeli rodzice sami się organizują i zakładają szkoły dla swoich dzieci.







Roman Giertych - wicepremier i minister edukacji narodowej od maja 2006 r. Prezes Ligi Polskich Rodzin, ojciec dwóch córek