p
Anthony Giddens*
Największe zagrożenia
W czerwcu 2005 roku Tony Blair wystąpił w Parlamencie Europejskim. W swoim przemówieniu, które zostało bardzo dobrze przyjęte w całej Europie, stwierdził, że popiera europejski model socjalny i europejski sposób życia, ale - zastanawiał się - co to za model społeczny, w którym 20 milionów ludzi jest bez pracy. Konkluzja była następująca: aby ten europejski model ocalić, należy go zreformować. Zaledwie na kilka tygodni przed wystąpieniem Blaira w Strasburgu Europa znalazła się w poważnym impasie: projekt konstytucji europejskiej został odrzucony w referendach we Francji i Holandii. Nieco później przeprowadzony we Francji sondaż wykazał, że większość osób głosujących na "nie" - 56 proc. - w gruncie rzeczy popierała ideę konstytucji europejskiej, ale zagłosowała przeciwko konkretnemu dokumentowi ze względu na obawy w kwestiach społecznych i ekonomicznych oraz brak poczucia bezpieczeństwa. Należy o tym pamiętać, poruszając temat debaty konstytucyjnej: nic nie uda się zdziałać, póki ludzie ponownie nie nabiorą zaufania i nie poczują się bezpieczni.
"Europejski model socjalny" to w istocie dość mgliste pojęcie, odwołujące się do różnorakich systemów zabezpieczeń społecznych stworzonych w krajach europejskich w celu ochrony obywateli przed ryzykiem, z jakim muszą zmierzyć się w życiu. Nie istnieje jeden ogólnoeuropejski model takich zabezpieczeń, a jeśli przyjrzeć się tej kwestii uważniej, można wyróżnić przynajmniej pięć odmiennych wersji systemów ochrony socjalnej, które da się uporządkować geograficznie: istnieje zatem model kontynentalny stosowany w Niemczech, Francji i Włoszech, model anglosaski reprezentowany przez Wielką Brytanię i Irlandię, model śródziemnomorski, skandynawski oraz model charakterystyczny dla krajów takich jak Polska, które nadal borykają się z pozostałościami komunizmu - również na płaszczyźnie ochrony socjalnej.
Tłem debaty nad europejskim modelem socjalnym - przynajmniej w Wielkiej Brytanii i innych starych państwach członkowskich - jest globalizacja i jej wpływ na nasze życie. Ostatnio najjaskrawszym przejawem globalizacji był nagły rozwój ekonomiczny Indii i Chin po tym, jak kraje te postanowiły nawiązać szerokie stosunki gospodarcze ze światem. Spowodowało to wyraźne zmiany w globalnym systemie ekonomicznym. 25 lat temu zaledwie 10 proc. wszystkich wyrobów fabrycznych powstawało w krajach rozwijających się. Obecnie wskaźnik ten osiągnął 25 proc., a według najnowszych szacunków do roku 2045 osiągnie 50 proc. Zjawisko to poważnie wpływa na geopolityczny rozkład sił. Dziś Europa może zatrudniać pracowników poza kontynentem na wielu stanowiskach, które do niedawna uważane były za stricte stacjonarne - włącznie z tak wyspecjalizowanymi zawodami jak księgowość i usługi prawne lub medyczne, które dzięki nowoczesnej technologii mogą być wykonywane w każdym miejscu na świecie. Może się na przykład zdarzyć, że zdjęcia rentgenowskie brytyjskich pacjentów będą analizowane w Indiach.
Wszystko to zmienia świat, należy jednak zauważyć, iż wiele problemów, z jakimi stykają się nasze kraje, ma podłoże wewnętrzne i nie wynika z globalizacji. Dramatyczne zmiany demograficzne, spadający wskaźnik urodzeń i starzejące się społeczeństwa to nie efekt globalizacji. Zmiany ekonomiczne również w większości mają przyczyny wewnętrzne. W Wielkiej Brytanii w poprzednim pokoleniu około 40 proc. społeczeństwa pracowało w fabrykach - dziś jest to zaledwie 12 proc. osób w wieku produkcyjnym. Tylko 2 proc. (czyli o wiele mniejszy odsetek niż w Polsce) zajmuje się rolnictwem. Oznacza to, że ponad 80 proc. populacji pracującej musi się utrzymywać z usług i prac wymagających przygotowania zawodowego. Ta ogromna przemiana nie jest konsekwencją rozwoju Chin. Rozwój Chin jako centrum produkcyjnego bezsprzecznie się do tego przyczynił, lecz głównym bodźcem były tu zmiany technologii. Przemysłowi samochodowemu, zatrudniającemu niegdyś setki tysięcy osób, dziś wystarcza zaledwie niewielki odsetek dawnych załóg fabrycznych, ponieważ większość czynności przy taśmach produkcyjnych wykonują roboty.
W toczącej się obecnie debacie na temat globalizacji wiele osób twierdzi, że to właśnie globalizacja jest głównym czynnikiem wzrostu nierówności społecznych. To nieprawda. Z łatwością można wykazać, że zaledwie 8 proc. rosnących nierówności w Europie jest konsekwencją otwarcia rynku. Tymczasem najistotniejsze zmiany w naszych społeczeństwach dokonują się na poziomie struktury rodziny: coraz więcej jest osób samotnych, w tym samotnych rodziców utrzymujących dom (w wielu przypadkach są to kobiety). Poszkodowane w Europie zaczynają być dzieci, nie ludzie starzy - stajemy w każdym razie w obliczu przenoszenia ryzyka z osób starszych na młodsze. Nie jest to efekt globalizacji. W istocie wiele problemów europejskiego modelu socjalnego wypływa z niego samego, z faktu, że nie jest on reformowany.
Aby określić, jakie reformy są niezbędne, grupa ekspertów, w której składzie się znalazłem, drobiazgowo zanalizowała europejską aktywność gospodarczą w ciągu ostatnich 15 lat. Nietrudno było zauważyć, że Unia Europejska przestała być konkurencyjna. Niemniej wnikliwsza analiza ukazała obraz bardziej zniuansowany. Niektórym krajom powodzi się całkiem nieźle - wypracowały one bardzo efektywny system ochrony socjalnej. Najlepiej sprawdza się on w Skandynawii, Holandii, Wielkiej Brytanii, Hiszpanii i Austrii - wszystkie te państwa zdołały utrzymać równowagę gospodarczą. Najgorzej sprawa przedstawia się w wielkich kontynentalnych państwach opiekuńczych. Większość problemów Unii Europejskiej, przynajmniej do czasu ostatniego jej rozszerzenia, skupiała się we Francji, Niemczech i Włoszech. Część krajów o dobrze prosperujących systemach gospodarczych kultywuje określone tradycje. Można je postrzegać jako różne modele polityczne i dzięki temu określić, które spośród nich sprawdzają się w praktyce, a które nie. W krajach skandynawskich obserwujemy niezły wzrost gospodarczy i najniższy w Europie poziom nierówności społecznych. Wszystkie państwa, którym w ostatnim czasie dobrze się powodziło, wytworzyły korzystne warunki dla rozwoju biznesu. Mają one otwarty rynek i zazwyczaj plasują się wysoko w rankingu krajów, gdzie dobrze jest robić interesy.
Jeśli przyjrzeć się modelom polityki gospodarczej funkcjonującym w tych krajach, można zauważyć bardzo interesującą mieszankę, zdecydowanie odmienną od tego, co widać w krajach, którym powodziło się marnie. Wszystkie te państwa zreformowały swój rynek pracy. Choć takie stwierdzenie może wzbudzić kontrowersje, ich reformy zmierzały w kierunku amerykanizacji, stwarzając bardziej elastyczny rynek pracy. Elastyczność jest zwykle postrzegana jako niekorzystna dla pracowników, ponieważ kojarzy się z amerykańskim podejściem "hire and fire", wynająć i zwolnić. Niemniej społeczeństwo w trakcie szybkiego rozwoju technicznego potrzebuje wielu zmian. Dlatego należy pomóc pracownikom przejść przez te zmiany, zapewniając im odpowiednie formy dynamicznej ochrony społecznej. Zasada efektywnego rynku pracy jest całkiem prosta: należy chronić pracownika, nie pracę.
Społeczeństwa, które zachowały tradycyjny model ochrony pracy - w Polsce, Włoszech, Francji i innych państwach o wysokim poziomie bezrobocia - doświadczają tego, co przez ekonomistów nazywane jest "podzielonym rynkiem pracy". Niektóre grupy społeczne są chronione i powodzi im się całkiem dobrze, lecz ci, którzy do nich nie należą, dotkliwie odczuwają wszystkie niedoskonałości systemu. Osoby pozostające poza nawiasem to najczęściej ludzie młodzi, głównie kobiety, oraz przedstawiciele mniejszości etnicznych. Trudno w tym przypadku mówić o sprawiedliwości społecznej czy wydajności gospodarczej. W Polsce pracuje 41 proc. dorosłych, we Włoszech wskaźnik ten wynosi 51-52 proc. W najlepiej funkcjonujących państwach sięga on natomiast 75 proc.
Podczas wizyty w Polsce spotkałem wielu zwolenników tak zwanej opcji liberalnej, którzy mówili, że życzyliby sobie, by w Polsce pojawił się ktoś w rodzaju pani Thatcher. Ja bym odradzał rozwiązania tego typu. Pani Thatcher dokonała kilku bardzo istotnych zmian w brytyjskim rynku pracy, ale jej reformy doprowadziły do powstania dużych nierówności społecznych, o wiele poważniejszych niż w pozostałych krajach OECD. Nie jest to sposób na stworzenie wydajnego modelu społecznego. Niemniej jednak proponowana przez inne siły polityczne w Polsce solidarność społeczna traktowana jako przeciwieństwo thatcherowskiego neoliberalizmu również nie jest dobrym rozwiązaniem. Droga do skutecznej ochrony społecznej wiedzie przez reformy. Należy umocnić wzrost gospodarczy tak, by przynosił państwu dochód, który można będzie spożytkować na to, czego ludzie naprawdę potrzebują: na edukację, efektywną opiekę medyczną i inne dobra społeczne. To właśnie rząd brytyjski stara się osiągnąć od roku 1997 i częściowo mu się to udało, choć pod tym względem Wielka Brytania na pewno nie jest rajem.
Kolejny problem to nierównowaga inwestycji. Wiele krajów europejskich inwestuje zdecydowanie za dużo środków w ludzi starszych, a nie dość dużo w młodych. Jeśli przyjrzeć się krajom skandynawskim, widać, że przeprowadziły one reformy emerytalne, sprawiając, że wiele osób starszych ponownie trafiło na rynek pracy, największe zaś sumy przeznaczane są na potrzeby dzieci i kobiet. Taki rozkład inwestycji stwarza najlepsze warunki dla rozwoju społecznego i gospodarczego. Na przeciwnym biegunie znajdują się Włochy, kraj o tradycyjnym modelu rodziny, niezapewniający dobrobytu samotnym rodzicom ani młodym ludziom, pozbawiony funkcjonalnego systemu ubezpieczeń dla bezrobotnych. W efekcie Włochy stają przed bardzo poważnym problemem demograficznym. Spadający wskaźnik urodzeń jest konsekwencją braku inwestycji w dzieci, w opiekę nad dziećmi. Zależność ta sprawdza się również na poziomie ogólnoeuropejskim. W konsekwencji w ciągu najbliższych 25 lat liczba mieszkańców Unii Europejskiej zacznie spadać, o ile nie przyjmiemy imigracji na szerszą skalę, co z kolei będzie trudne z politycznego punktu widzenia.
Wiadomo, że ogólne modele działania sprawdzają się, gdy chodzi o budowanie stosunkowo dobrze funkcjonujących społeczeństw; wiadomo także, iż najważniejsza jest wydajna, rozwijająca się gospodarka. Ponieważ istnieją kraje, którym się udało, odpowiedź na pytanie "co?" i "jak?" nie nastręcza większych trudności. Tym, czego Europie dziś potrzeba, jest polityczna gotowość i społeczne wsparcie dla reformy strukturalnej w trzech krajach leżących w sercu kontynentu - w Niemczech, Francji i Włoszech. Od roku 2000 mamy Strategię Lizbońską określającą sposoby osiągnięcia wysokiego wzrostu gospodarczego w Europie. Niestety Strategia Lizbońska nie przewiduje żadnych sankcji za niestosowanie się do jej zasad.
Jeśli przyjrzeć się takim krajom jak Niemcy (równie dobrze można by to powiedzieć o Polsce), widać, że dokonujące się tam zmiany są przeprowadzane przez siły spoza systemu politycznego. W Niemczech są to korporacje oraz społeczeństwo obywatelskie. Niemieckie korporacje są zorientowane globalnie, a ich pracownicy mają wpływ na proces zarządzania i są zobowiązani do restrukturyzacji, co - miejmy nadzieję - powinno doprowadzić do zmniejszenia bezrobocia. Niemieckie społeczeństwo obywatelskie, zwłaszcza na poziomie regionalnym i lokalnym, jest bardzo aktywne. Poza tym aktywność ta zadaje kłam często przytaczanemu argumentowi, jakoby niemieckie społeczeństwo nie ewoluowało. Ono tymczasem ewoluuje, a problemy wynikają z tego, że polityczne możliwości niemieckiego systemu nie rosną w takim samym tempie.
Jaki był wpływ wschodniego rozszerzenia Unii Europejskiej na europejski model społeczny? Wspomniana wcześniej grupa ekspertów zbadała to zjawisko dość szczegółowo, dochodząc do wniosku, że społeczny dumping to mit. Nawet jeśli dokonał się transfer produkcji przemysłowej na przykład z Niemiec do Europy Wschodniej, zyskały na tym obie strony. Dla wielu przedsiębiorstw zachodnioeuropejskich przeniesienie produkcji poza granice Europy Zachodniej stanowiło jedyną szansę przetrwania. Lepiej było przenieść produkcję w obrębie Unii niż poza nią. Podobnie słynny polski hydraulik to mit (na terenie 60-milionowej Francji jest może ze 150 polskich hydraulików) a zarazem dowód skrajnej niezdolności Francji do zmian. Postać polskiego hydraulika ucieleśnia lęk przed imigracją, lęk, który hamuje społeczną integrację imigrantów, a tym samym ich ekonomiczną aktywność, która mogłaby się przyczynić do wzrostu gospodarczego.
Jak zatem wygląda przyszłość europejskiego modelu socjalnego i europejskiego państwa opiekuńczego? Można poczynić dwie podstawowe obserwacje. Przede wszystkim zbliżamy się do kresu państwa opiekuńczego - a w każdym razie do kresu państwa opiekuńczego takiego, jakie znamy. Państwo opiekuńcze jest w istocie systemem radzenia sobie z ryzykiem: chroni przed wszelkiego rodzaju ryzykiem, jakie człowiek napotyka w życiu. Jeśli stracisz pracę, państwo opiekuńcze zapewni ci te same pieniądze; jeśli zubożejesz, pomoże ci się podźwignąć, a na starość zapewni ci emeryturę. Zaopiekuje się tobą, kiedy zachorujesz. Do tej pory państwo opiekuńcze ponosiło koszty społecznych nieszczęść, nie czyniąc jednak wiele, by im zapobiegać. Dziś potrzeba nam zdecydowanie bardziej interwencyjnej polityki. W dynamicznie ewoluującym świecie, w obliczu nowych warunków gospodarczych należy o wiele więcej inwestować w społeczeństwo. Należy inwestować w edukację i w dzieci. Badania socjologiczne prowadzone w ubogich regionach wykazały, że jeśli nie ingeruje się w życie dzieci, zanim ukończą 5 lat, na całe życie utrwalają się w nich przestępcze wzorce. Opłaca się więc inwestować wcześnie. Można to również postrzegać jako swoiste zabezpieczenie przed ryzykiem - tyle że oparte na zapobieganiu, a nie na rekompensowaniu skutków.
Trzeba wreszcie gotowość do zmian uczynić główną zasadą europejskiego modelu socjalnego. Przez najbliższe 20 lat nasza gospodarka będzie się opierać głównie na informacji i wiedzy. Musimy uznać, że zdolność adaptacji będzie głównym atutem zarówno jednostek, jak i całych społeczeństw.
Anthony Giddens
przeł. Anna Topczewska
p
*Anthony Giddens, ur. 1938, socjolog brytyjski, jeden z najważniejszych i najbardziej wpływowych przedstawicieli współczesnych nauk społecznych. Wykładowca Uniwersytetu Cambridge oraz London School of Economics. Zajmuje się m.in. socjologią teoretyczną oraz społecznymi konsekwencjami procesów globalizacji. Twórca teorii strukturacji wyjaśniającej zależności między jednostkowym działaniem i strukturą społeczną. Jeden z najważniejszych teoretyków modernizacji i współczesnego "społeczeństwa ryzyka". Związany politycznie z brytyjską Partią Pracy, stworzył koncepcję "trzeciej drogi" wcielaną w życie przez Tony'ego Blaira. Do jego najważniejszych prac należą: "Stanowienie społeczeństwa" (wyd. pol. 2003), "The Consequences of Modernity" (1990), "Nowoczesność i tożsamość" (wyd. pol. 2001) oraz "Trzecia droga - odnowa socjaldemokracji" (wyd. pol. 1999). W "Europie" nr 30 z 26 lipca br. opublikowaliśmy wywiad z nim "XXI wiek rozstrzygnie o losie ludzkości".