"Nie wysyłajcie tam już nigdy górników" – prosi ze łzami w oczach Teresa Miłkowska, matka Mariusza, który zginął w "Halembie". Pani Teresa wini za to, co się stało, kopalnię. "Szefowie powinni się zwolnić z pracy. Jak można było w tak niebezpieczne miejsce wysłać ludzi?" – pyta. "Ten poziom powinno się zamknąć i nigdy tam nikogo nie wpuszczać" – dodaje.

Wczoraj w kopalni "Halemba" zebrała się po raz pierwszy po tragedii specjalna komisja. Eksperci zastanawiają się, co zrobić z pokładem na głębokości 1030 metrów. Zanim podejmą decyzję, dokonają wizji lokalnej pod ziemią. A ta odbędzie się najwcześniej za dwa tygodnie. Do tego czasu będzie trwało wentylowanie korytarza.

"Nie wyobrażam sobie, żeby w pobliżu tego miejsca w przyszłości wydobywano węgiel" - powiedział Piotr Buchwald, prezes Wyższego Urzędu Górniczego w Katowicach. "Żaden górnik nie powinien już tam fedrować" – podkreślał.

Tego właśnie chcą rodziny tragicznie zmarłych. "Panowie urzędnicy! Miejcie choć odrobinę serca. Zostawcie ten pokład w spokoju. To grób naszych bliskich" - płacze Miłkowska. Jej syn Mariusz zatrudnił się w kopalni, bo firma, w której pracował, zbankrutowała


"Niecały rok temu poszedł na kopalnię, chociaż bardzo nie chciał. Za tysiąc dwieście złotych miesięcznie harował dniami i nocami, a każdy pieniądz przynosił żonie i synkowi. Nie miał wyjścia. Tak jak mu kazano, musiał zejść na ten zabójczy pokład" - szlocha Teresa Miłkowska.