"Tomasz Serafin jest podejrzany o namówienie szefa komisariatu kolejowego w Warszawie do przekroczenia uprawnień służbowych i złamanie zakazu komendanta głównego policji wykorzystywania samochodów służbowych do celów prywatnych" - tłumaczy Maciej Kujawski, rzecznik warszawskiej prokuratury okręgowej.
Według prokuratury Serafin działał na szkodę interesu publicznego. On sam nie przyznaje się do winy. Grozi mu do trzech lat więzienia. Teraz jednak pozostanie na wolności. Prokuratura nie będzie wnioskować o tymczasowy areszt.
Serafin w nocy z 1 na 2 grudnia zeszłego roku kazał komendantowi posterunku z dworca Warszawa Centralna znaleźć kogoś, kto mógłby go odwieźć do Siedlec. Komendant wysłał dwoje policjantów: Justynę Zawadkę i Tomasza Twardo. W drodze do Warszawy policjanci zaginęli. Serafin został zdymisjonowany.
Samochód i ciała mundurowych odnalezione zostały 5 grudnia. Okazało się, że auto wypadło z drogi na zakręcie i wjechało do rzeki. Policjanci utonęli.
Jeszcze w grudniu zarzut w tej sprawie usłyszał b. komendant warszawskiego komisariatu Waldemar P. Dotyczy on przekroczenia uprawnień poprzez wydanie policjantom niezgodnego z procedurami polecenia odwiezienia do domu urzędnika. Jak powiedział Kujawski, na razie nie ma podstaw do postawienia zarzutów innym osobom. Śledztwo jednak ciągle nadal trwa.