Tylko naszym medykom, pod surową karą, nie wolno mówić o błędach czy nieetycznych zachowaniach innych lekarzy. Tym, którzy łamią zasadę, sądy koleżeńskie wlepiają nagany, a nawet wyrzucają z zawodu.

Ukarani przez kolegów lekarze skierowali właśnie skargę do Trybunału Konstytucyjnego. Uważają, że ten przepis łamie konstytucję. "Nasz kodeks ogranicza prawo do wolności słowa i krytyki" - mówi dr Zofia Szychowska, pediatra z Kliniki Pediatrii Chorób Infekcyjnych Akademii Medycznej we Wrocławiu. Lekarka zaskarżyła art. 52, bo to właśnie na jego podstawie sądy koleżeńskie we Wrocławiu i Warszawie udzieliły jej nagany, odsunęły od leczenia pacjentów, a na koniec próbowały zdyskredytować dorobek naukowy życia.

Reklama

Za co dr Szychowską spotkały takie szykany? A no za to, że ośmieliła się stanąć po stronie krzywdzonych pacjentów. Publicznie przyznała, że w jej klinice pediatrzy dokonywali wątpliwych eksperymentów medycznych na chorych dzieciach.

Punkcja lędźwiowa, bo o tym zabiegu mowa, to zabieg wysokiego ryzyka, co trzeci kończy się powikłaniami. Przeprowadza się go tylko wtedy, gdy zachodzi podejrzenie poważnej choroby. Tymczasem zdaniem dr Szychowskiej wrocławscy lekarze robili punkcję bez żadnych wskazań medycznych, np. u dzieci po świnkowym zapaleniu opon mózgowych.

"To były czyste eksperymenty medyczne, o których nie wiedziała komisja bioetyczna" - informuje dr Szychowska. Nie wiedzieli też rodzice chorych dzieci. "Szefowa kliniki nie pozwalała informować ich o celowości ani o konsekwencjach tego zabiegu" - wspomina lekarka.

Reklama

Za przerwanie zmowy milczenia dr Szychowska trafiła przed wrocławski sąd koleżeński. Ten nie zbadał jednak prawdziwości słów lekarki. Wystarczyło tylko, że zostały wypowiedziane. "Sąd skazał lekarkę na karę dycyplinarną za to, że skrytykowała swoje środowisko" - przyznaje Maciej Bernatt, prawnik z Programu Spraw Precedensowych Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.

Wyrok sądu lekarskiego bulwersuje także prof. Jacka Hołówkę, etyka z Uniwersytetu Warszawskiego. Uważa, że kodeks nie dba o interesy chorego, ale z góry przyznaje rację medykom. – Zamiast ich zmuszać do moralnego zachowania, demoralizuje i daje poczucie bezkarności – oburza się etyk.
Historia dr Szychowskiej nie jest jedyna. Przypadki łamania karier lekarzom, którzy solidaryzowali się ze swoimi pacjentami, są dość powszechną praktyką izb lekarskich. Dr Krystyna Zwierzyńska, specjalistka radiologii z Olsztyna, za ujawnienie, że jej pacjenci są napromieniowywani dawką o wiele większą niż dopuszczalna, musiała pożegnać się z pracą. Miała też proces przed izbą w związku z art. 52.

Identyczny los spotkał niedawno również jednego z białostockich ortopedów ze szpitala Akademii Medycznej. Lekarz został ukarany dyscyplinarnie, a następnie odsunięty od swoich obowiązków za to, że poinformował pacjenta o błędzie w sztuce, który popełnił jego przełożony. – Ten lekarz nie był jedyny. Sześciu jego kolegów z kliniki zwróciło się do nas o pomoc z identycznym problemem. Wszystkim sznurowano usta właśnie art. 52 – informuje Elżbieta Linowska z Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Antymobbingowego.

Obecnie przed Naczelnym Sądem Lekarskim w Warszawie toczą się 24 postępowania odwoławcze wobec lekarzy, którzy złamali kodeks etyczny. Wielu pewnie boleśnie zapamięta lekcję korporacyjnej lojalności. Naczelna Izba Lekarska broni bowiem przepisu jak własnej niepodległości.