"Nawet się specjalnie sędziom z Jastrzębia nie dziwię, że szukają kruczków prawnych, by nie wydać wyroku w mojej sprawie. Wiem, że to pierwszy taki wniosek w Polsce i sędzia może mu nie podołać. Przecież to tylko człowiek, który ma sumienie" - komentuje Janusz Świtaj.

Mężczyzna żyje tylko dzięki respiratorowi, który za niego oddycha. Kiedy uległ wypadkowi, jadąc motocyklem, brakowało mu dwóch tygodni do pełnoletnoci. Jego stan nie rokuje poprawy. Miesiąc temu zdecydował się napisać do Sądu Rejonowego w Jastrzębiu, gdzie mieszka, prośbę o śmierć. "To mój krzyk rozpaczy" - tłumaczy.

Wiceprezes jastrzębskiego sądu sędzia Bożena Nowalska twierdzi, że Wydział Rodzinny, do którego trafił wniosek Janusza Świtaja, przeanalizował go dokładnie. "Sprawa dotyczy prawa cywilnego niematerialnego. A w rozstrzyganiu takich spraw, zgodnie z ustawą, właściwy jest sąd okręgowy" - wyjaśnia sucho.

Wniosek został więc zakwalifikowany tak jak... sprawa rozwodowa. Rozwód jest przykładem prawa niematerialnego rozpatrywanego przez okręgówki. "Zaprzyjaźnieni adwokaci przewidują, że za trzy tygodnie z Gliwic sprawa wróci do Jastrzębia. A wtedy Sąd Rejonowy, a właściwie jego sędziowie, nie uciekną przed wydaniem decyzji" - twierdzi Świtaj.

Sędzia Arkadia Wyraz z gliwickiego Sądu Okręgowego zna historię sparaliżowanego mężczyzny głównie z mediów. Jeszcze nie widziała akt. Bez pisemnego uzasadnienia powodów przekazania sprawy do Gliwic i oceny pisma chorego nie chce snuć scenariuszy dalszych wypadków. "Prawdopodobnie dopiero w poniedziałek sprawa zostanie przydzielona sędziemu sprawozdawcy. Dziś jeszcze nie wiadomo, kto nim będzie. Powód jest prozaiczny. Mamy szkolenie w Wiśle. W Gliwicach zostali tylko sędziowie, którzy mają dziś rozprawy" - wyjaśnia.

Jeśli jednak Sąd Okręgowy wyda wyrok, który nie będzie po myśli Janusza Świtaja, instancją odwoławczą jest katowicka apelacja. "Przyjaciele podpowiedzieli mi jednak, żeby nie czekać na decyzję sądu i zebrać podpisy w sprawie referendum i zmian w ustawie o służbie zdrowia. Od kiedy upubliczniony został mój list do sądu, odbieram setki e-maili. Strona www.switaj.eu jest oblegana, a transfer danych wzrósł osiem razy" - dodaje Świtaj.

Od dzisiaj można ściągnąć z jego strony internetowej wniosek popierający pomysł przeprowadzenia głosowania. Przykuty od 14 lat do łóżka człowiek chce zebrać w ciągu dwóch miesięcy wymagane 100 tys. podpisów. Na Wiejską mają je zawieźć... motocykliści. Segregacją i liczeniem formularzy mają zająć się wolontariusze, a tych nie brakuje. Janusz na co dzień odbiera po kilkanaście telefonów. Jak nigdy wcześniej zaczął martwić się o swoje zdrowie, aby pozwoliło mu doprowadzić sprawę do końca: "Występuję w imieniu podobnych do mnie osób. One też mają nie tylko prawo decydować o swoim odejściu, ale jeśli tak zdecydują, żyć w godnych warunkach do swojej naturalnej śmierci pod właściwą opieką zapewnioną przez państwo. Podpisy w sprawie zmian ustawowych zostaną zawiezione do ministra zdrowia Zbigniewa Religi, aby z urzędu nadał bieg sprawie".