Już ponad tysiąc osób pobrało z witryny internetowej Janusza Świtaja wniosek o zorganizowanie referendum na temat dopuszczalności eutanazji. Jego strona internetowa www.switaj.eu jest w tych dniach jednym z najczęściej odwiedzanych miejsc w polskim internecie.
Historia 32-latka z Jastrzębia od 14 lat przykutego do łóżka poruszyła całą Polskę. DZIENNIK opisał tragedię młodego człowieka, który jako 18-latek przeżył wypadek motocyklowy. Przeżył, choć stan, w jakim się znalazł, trudno nazwać życiem. Janusz jest całkowicie sparaliżowany, leży w domu na stałe podłączony do aparatury podtrzymującej oddychanie. Jego dramatyczny list do sądu, w którym domaga się "zaprzestania uporczywego leczenia", poruszył chyba wszystkich Polaków. Od piątku Świtaj zbiera podpisy pod wnioskiem o zorganizowanie głosowania na temat dopuszczalności eutanazji w Polsce.
"Czy ja naprawdę chcę tak wiele? Czy zbieranie podpisów pod referendum to taka wielka rzecz? Gdyby politycy dali nam szansę zagłosować, niepotrzebna byłaby akcja społeczna. Ale oni tego nie zrobią. Potrzebowali takiego Świtaja, który zdejmuje z nich ciężar decyzji o podjęciu dyskusji na niepoprawny politycznie temat" - mówi z żalem sparaliżowany mężczyzna. "Wiem, że znajdzie się wielu nieprzychylnych pomysłowi referendum. Ale demokracja na szczęście daje szansę większości" - konstatuje. I dodaje, że przecież w wyborach też nie było 100 proc. frekwencji, a mandaty posłów są ważne.
Ewa Kopacz, posłanka PO, uważa jednak, że dyskusja na temat eutanazji nie powinna się toczyć na poziomie polityków. Powinni się tym zająć etycy. "Mamy tak dużo problemów, że rozmowy na temat eutanazji, aborcji, klonowania, przeszczepów komórek na razie nie są potrzebne. Tym bardziej że nic z takiej debaty nie wyniknie, bo każdy ma swoje zdanie na ten temat. Szkoda czasu i nerwów" - mówi posłanka. A referendum? "Nie jest możliwe, by wzięło w nim udział 100 proc. Polaków. A skoro tak, to nie będzie reprezentatywne" - dodaje.
Dla Katarzyny Piekarskiej z SLD przypadek Janusza Świtaja to przede wszystkim próba rozpoczęcia dyskusji publicznej na temat eutanazji: "Uważam, że warto rozpocząć taką debatę. Być może eutanazja to za dużo, ale na pewno powinien pojawić się w prawie przepis o możliwości zaprzestania uporczywej terapii. Osoba w pełni świadoma, niemająca szans na poprawę, powinna mieć możliwość decydowania o własnym życiu i śmierci.
Trzeba poważnie zastanowić się nad zapisem w prawie".
Janusz Świtaj twierdzi, że skoro rozpoczął dyskusję, to i doprowadzi ją do końca. A kiedy zbierze podpisy, zawiozą je do marszałka Sejmu Marka Jurka motocykliści. Bo motocykle to wielka miłość Janusza, mimo że właśnie wypadek na motocyklu doprowadził go do paraliżu. "Od dwóch lat jestem członkiem Forum Śląskich Motocyklistów, obiecali mi, że pojadą kawalkadą na Wiejską" - mówi.
Opowiada, jak kilka dni temu odebrał list. "Sparaliżowany przedsiębiorca z Warszawy napisał mi, że gdybym miał wózek taki, jakim jeździł Christopher Reeve i jaki on ma, mógłbym skończyć z patrzeniem w sufit. W moim bloku jest winda towarowa i podjazd, można wyjeżdżać na spacery" - w głosie Świtaja pojawia się nowa nuta. Jest pewien, że o prawo do eutanazji będzie nadal walczył, ale gdyby uzbierał 300 tys. zł na zakup wózka, to po raz pierwszy od 14 lat mógłby wyjechać na spacer.
Według Janusza Świtaja, politycy potrzebowali kogoś, kto zdejmuje z nich ciężar decyzji o podjęciu dyskusji na niepoprawny politycznie temat - pisze DZIENNIK.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Powiązane
Reklama
Reklama
Reklama