Dawny szef Bezpiecznej Kasy Oszczędności został zamordowany. Wskazują na to wstępne wyniki sekcji zwłok. To przełom w sprawie śmierci bohatera afery Bezpiecznej Kasy Oszczędności, znalezionego w poniedziałek w pawilonie na warszawskim Bródnie. Do tej pory zarówno policjanci, jak i prokuratorzy w nieoficjalnych rozmowach skłaniali się raczej ku śmierci z przyczyn naturalnych: zawału lub wylewu.

"Przyczyną zgonu Grobelnego była rana kłuta klatki piersiowej sięgająca przedsionka serca" - powiedziała jednak wczoraj po południu rzeczniczka Prokuratury Okręgowej Warszawa Praga Renata Mazur.

Rana została zauważona od razu w poniedziałek, ale początkowo lekarz ocenił ją jako "zasklepioną", co oznaczało, że powstała jakiś czas przed śmiercią mężczyzny. Dopiero w czasie sekcji biegły odkrył, że rana biegnie aż do serca. Czy to wyklucza samobójstwo? Raczej na pewno, ale prokuratura jest bardzo ostrożna w ferowaniu ocen. "Ani o mechanizmie powstania rany, ani o tym, czym ją zadano, nie możemy jeszcze mówić. Musimy poczekać jeszcze kilka dni na protokół końcowy sekcji" - mówi prokurator Mazur.

Zatrzymanie sprawcy lub sprawców zabójstwa pierwszego aferzysty III RP, jak o nim przez lata mówiono, może nie być proste. Były szef BKO utrzymywał liczne kontakty towarzyskie, a w jego domu panował tak wielki bałagan, że zebranie wszystkich odcisków palców zajmie sporo czasu.

Wiadomo już, że Grobelny raczej znał zabójcę, bo w mieszkaniu nie było śladów walki. Być może razem pili alkohol, ale równie dobrze morderca mógł przyjść niezapowiedziany. Obecnie najbardziej prawdopodobna wersja zabójstwa to nieporozumienia sąsiedzkie albo kłótnia.