Inspektorzy Sanepidu, którzy udali się na kontrolę do wyremontowanego szpitala na warszawskiej Pradze złapali się za głowę. Lista niedoróbek jest długa, m.in. w drzwiach do sali operacyjnej są klamki! Łamie to przepisy, bo chirurdzy, którzy wchodzą na blok po umyciu rąk nie mogą dotykać niczego prócz narzędzi do zabiegu, a już tym bardziej brudnych klamek - donosi RMF.

Podczas planowania remontu ktoś zapomniał także, że musi być osobny wjazd i wyjazd z sali operacyjnej, i na projekcie przewidział tylko jedno wejście.

Największą zgrozą powiało jednak z samego bloku operacyjnego. Stół operacyjny został zamontowany na odwrót. A do niego dostosowano, czyli też odwrotnie, narzędzia dla chirurgów i anestezjologów. Jeśli nie da się odwrócić operacyjnego sprzętu, szpital będzie musiał wydać 200 tys zł na nowe instalacje. Stołeczny sanepid nie miał wątpliwości. Taki blok operacyjny nie nadaje się do niczego, a tym bardziej do operacji.

Kto za to odpowiada? "Już sam projekt był wadliwy. Projektant niewystarczająco zapoznał się z usytuowaniem bloku operacyjnego. Niewłaściwy był także nadzór poprzednich wicedyrektorów szpitala" - twierdzi w RMF nowy dyrektor placówki Jerzy Sokołowski. Dlatego już skierował sprawę remontu do prokuratury.