Mieszkańcy kamienicy zadzwonili po policję, bo nie widzieli Doroty W. i jej córeczki od kilku dni. Policjanci weszli do mieszkania przez okno. Martwa dziewczynka leżała w łóżku. Jej matkę policjanci znaleźli w wannie z podciętymi nadgarstkami. Kobieta zostawiła list, w którym skarżyła się na problemy życiowe.

O tragedii wie już mąż Doroty W., który pracuje kilkaset kilometrów od Bytomia. Jak zeznał, ostatni raz rozmawiał z żoną w czwartek. Od tamtej pory nikt już w mieszkaniu nie odbierał telefonu. Wtedy, zaniepokojony, skontaktował się z siostrą żony. To ona powiadomiła policję.

Jak zeznał mąż Doroty W., od kilku lat leczyła się psychiatrycznie. Jednak nie dbała o terapię. Miała już za sobą dwie próby samobójcze - przed ośmioma i przed trzema laty. Prócz 12-letniej córki, para miała też 25-letniego syna. On już się usamodzielnił.

Zarówno mężem kobiety, jak i synem, zajął się już psycholog.