Niemal na środku niewielkiego wiejskiego cmentarza w Trepczy (Małopolska), wśród innych maleńkich mogił, za kilka dni zostanie złożone ciało ukochanej wnuczki Teresy i Bronisława Zdziarskich. Karolinka zostanie pochowana obok mogiły ich wnuczka, który odszedł prawie 10 lat temu - pisze "Fakt".
Krzyś Zdziarski, synek ich najstarszej córki, zmarł zaledwie po 4 miesiącach od urodzin. Chłopczyk bardzo ciężko chorował na żółtaczkę. Wtedy wszyscy wiedzieli, że urodził się słaby i na jego śmierć rodzina starała się być przygotowana. Ale tragicznej śmierci Karolinki nie dało się przewidzieć, nikt się jej nie spodziewał. Tym większy jest teraz ból dziadków.
Pani Teresa, wciąż szlochając, wymienia po imieniu wszystkich swoich wnuków. Ma ich aż dwadzieścioro. Ale to niewielka pociecha, że ma jeszcze dla kogo żyć, że będzie mogła brać maluchy na ręce i przytulać, że będzie patrzeć, jak dorastają. "Czy gdy się odetnie jeden palec, to ręka mniej boli niż po odcięciu dwóch? Na pewno nie" - babcia Karolinki cicho szepcze przez łzy.
Bronisław Zdziarski, dziadek Karolinki, marzył o wyjeździe do Włoch, bo wnuczki nie widział już od trzech lat. Miał ją znowu zobaczyć w te wakacje. To miał być taki szczęśliwy dzień. Syn Jan obiecał zapłacić za bilety, zapraszał serdecznie ojca do siebie. Wiedział, że Karolinka tęskni za dziadziem i bardzo chce go zobaczyć. Zginęła w piątek wieczorem w San Paolo Belsito pod Neapolem. Była przypadkową ofiarą pijanego Włocha, który chciał się zemścić na Polakach. Po awanturze z naszymi rodakami wrócił do domu, chwycił pistolet i skuterem podjechał pod dom pana Jana. Gdy zobaczył w drzwiach Polaka z córeczką na rękach, wystrzelił. Kula trafiła dziecko w głowę.
"Karolina każdego ranka przychodziła do kuchni, trzymając w ręce grzebyczek. Prosiła mnie, żebym jej rozczesał włoski. To była moja praca. Nikt inny rano nie mógł dotykać blond kosmyków wnuczki, tylko ja" - wspomina pan Bronisław, kryjąc twarz w dłoniach.
Razem z żoną czekają na chwilę, gdy samolot z małą trumienką wyląduje na lotnisku w Krakowie. Martwią się, z czego zapłacą za karawan do Trepczy. Pomoc obiecali sąsiedzi, w niedzielę będą po mszach zbierać pieniądze. Rodzice Karolinki nie byli ubezpieczeni, nie mogą więc liczyć na pokrycie kosztów pogrzebu. A mogą potrzebować nawet kilku tysięcy złotych.
"Już wiele osób obiecało pomoc. Nie wiem, jak mamy tym dobrym ludziom podziękować" - mówi wzruszony Bronisław Zdziarski. Dziadków Karolinki w tych najcięższych chwilach wspiera proboszcz miejscowej parafii ksiądz Piotr Rymarowicz. "Znam od dawna tę rodzinę. To pracowici i uczciwi ludzie. Tak ciężko zostali doświadczeni. Cierpię razem z nimi" - mówi cicho ks. Rymarowicz.
Teresa i Bronisław Zdziarscy modlą się o spokój dla duszy Karolinki. Tylko to może im przynieść ukojenie. Myśl o pogrzebie wnuczki jest nie do zniesienia, ale oboje wiedzą, że muszą przez to przejść. Dziadkowie Karolinki wybrali już miejsce jej spoczynku - pisze "Fakt".
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama