"Wyjechaliśmy do Włoch, bo w tej naszej Trepczy nie było żadnych szans na dobre życie" - mówi "Faktowi" ojciec Karolinki. Chciałem, żeby dzieciaki miały wszystko. Tam też nie było łatwo. Pracowałem w fabryce, pakowałem ryż. Po 12 godzin dziennie. Ciężko. Ale pieniądze jakieś zarabiałem.
W tym naszym mieszkanku wszystko mieliśmy. Nawet teraz, ostatnio kupiliśmy nowe meble, telewizor. Żona Asia siedziała z dziećmi w domu. Moje trzy córeczki... Oleńka, Sandrunia i Karolinka. Karolinka była najstarsza. Miała pięć latek dopiero.
Tamten dzień? Oni we trzech przyszli. Nic mi nie powiedzieli, że przed chwilą mieli awanturę w tym barze. Że tego Włocha obrazili, popchnęli. Włosi to gorąca krew. Ich łatwo urazić. Oni potem zachowują się jak szaleńcy. A ten jeszcze był pijany... Oni przyszli, bo chcieli się u nas wykąpać. Do Włoch przyjechali gdzieś spod Krosna. Mieszkali w jakiejś dziurze, bez wody.
Pozwoliłem im. Jakieś piwa przynieśli. Wykąpali się i siedzieli w kuchni. Nagle usłyszałem te dwa strzały. Nawet nie wiedziałem na początku, że to broń, nigdy przedtem nie słyszałem strzałów. Głośne. Wyskoczyłem do drzwi. Asia trzymała Karolinkę na rękach. Dwa następne strzały. Wyrwałem ją Asi z rąk. Wybiegłem na ulicę. On tam jeszcze był, siedział na skuterze. Jeszcze celował z broni w tych moich znajomych. Ale szybko odjechał.
Krzyczałem, błagałem o pomoc. Ale nagle wszyscy zniknęli. Wybiłem szybę w jednym z okien. Nie wiedziałem, co się dzieje. Nie rozumiałem tego. Widziałem, że Karolinka umiera...
Po co ja wpuściłem tych ludzi do mojego domu? Gdyby poszli dalej, Karolinka by żyła. Oni od razu uciekli. Jeden z Włoch wyjechał, chyba wrócił do Polski. Dwaj pozostali gdzieś się zaszyli.
Ludzie nam pomagali. Bardzo. Włosi traktowali nas zawsze jak swoich. Oni byli przerażeni tą sytuacją. Wiele zrobił dla nas miejscowy ksiądz, przy wszystkich formalnościach z transportem zwłok bardzo pomógł. No i doprowadził do spotkania z ojcem mordercy. Znaliśmy go, bo często jedliśmy obiady w jego pizzerii. Karolinka miała tam swoją ulubioną huśtawkę.
Tamten człowiek padł na kolana. Błagał mnie o wybaczenie dla syna. W tym momencie przed oczami stanął mi Ojciec Święty Jan Paweł II. On zawsze nakłaniał do miłosierdzia. Wybaczyłem.
Długo myśleliśmy, gdzie pochować Karolinkę. Doszliśmy do wniosku, że trzeba w Polsce. Ja już nie chcę do Włoch wracać. Włosi mnie namawiają, żebyśmy zostali. W fabryce proponowali, że załatwią mi pracę w innym zakładzie, może pod Mediolanem. Żona mówi, że powinniśmy, że tam mamy teraz życie. Ale dla mnie tamto życie się skończyło.
Skąd mogłem wiedzieć, że zaprosiłem do swojego domu śmierć!? Skąd mogłem wiedzieć, że za chwilę na moich rękach umrze moja córeczka? Nigdy nie czułem takiego bólu - mówił ojciec 5-letniej Karolinki, która została zastrzelona we Włoszech.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama