W piątek wieczorem z lotniska w Goleniowie pod Szczecinem wyruszają dwa busy. Podróżują nimi pasażerowie odwołanego lotu. - Rejs miał się odbyć samolotem, który nie przyleciał ze stolicy, bo awaryjnie lądował w Poznaniu. Część pasażerów zdecydowała się na podróż busami do Warszawy - wyjaśnia Krzysztof Domagalski, rzecznik Portu Lotniczego Szczecin Goleniów.

Reklama

W Zieleniewie, na drodze Bydgoszcz-Nakło rozgrywa się dramat. "Kierowca jechał ryzykownie" - wspomina Jerzy Zaczkiewicz z Tomaszowa Mazowieckiego, jeden z pasażerów busa. "Koło północy usłyszałem potworny huk. Auto z dużą prędkością wpadło do rowu. Wokół mnie zapadła kompletna cisza. Mimo okropnego bólu w nodze odczołgałem się od samochodu. Obawiałem się wybuchu paliwa" - dodaje. Zaczkiewicz miał mnóstwo szczęścia. Ma tylko złamaną nogę.

"Kierowca volkswagena transportera na zakręcie zjechał na przeciwny pas ruchu i zderzył się z samochodem ciężarowym" - opisuje Sławomir Ruge z kujawsko-pomorskiej policji. Na miejscu zginęło 5 z 8 osób jadących busem - w tym kierowca volkswagena. Ranni - cztery osoby - to pozostali pasażerowie busa i szofer ciężarówki. Jedną z ofiar był obywatel Korei Południowej, a wśród rannych jest Japończyk.

Skandalem było jednak to, co działo się po wypadku - do sobotniego południa nikt z LOT-u nie poinformował rodzin rannych i zabitych o wypadku. Krewni Koreańczyka próbowali dowiedzieć się czegoś w infolinii LOT. Bezkutecznie. Jeszcze o 10 rano (czyli 10 godzin po wypadku!) nikt tam nie był w stanie powiedzieć, co dzieje się z pasażerami odwołanego lotu.

Reklama

Rodzina Koreańczyka poprosiła o pomoc ambasadę. LOT zignorował też dyplomatów.

Linie lotnicze dopiero w sobotę po południu przekazały Polskiej Agencji Prasowej komunikat. Podały w nim nr infolinii, gdzie można zasięgać informacji o ofiarach. I zapewnienie, że „w PLL LOT działa sztab kryzysowy, który podejmie wszelkie działania mające na celu udzielenie pomocy poszkodowanym i ich rodzinom”. W kolejnym komunikacie Piotr Siennicki, prezes LOT, wyraził ubolewanie rodzinom ofiar.

DZIENNIK chciał się dowiedzieć, dlaczego LOT całkowicie zignorował krewnych swoich pasażerów. Ale został potraktowany identycznie jak oni - Leszek Chorzewski, rzecznik LOT wczoraj nie podnosił telefonu. Odebrał tylko raz i rzucił: "Nie mogę teraz rozmawiać".

Na świecie w takich przypadkach linie lotnicze wysyłają do rodzin ofiar swoich przedstawicieli. Krewnym błyskawicznie zapewniana jest pomoc - od transportu poczynając, na kontakcie z psychologiem kończąc.