Jeden ze skeczów brytyjskiej grupy Monty Python przedstawia Węgra z rozmówkami angielskimi. Kiedy chce kupić papierosy, wypowiada mniej więcej podobne do wspomnianego zdanie. Kończy się bójką. Tyle że w skeczu słowniczek specjalnie źle tłumaczy zdania. Posługujący się opisywanym przez "Super Express" przewodnikiem przybysze do naszego kraju dokładnie wiedzą, co mówią.

Książeczkę wymyślił pewien Irlandczyk. Specjalnie dla wyspiarzy, których nie interesują zabytki, tylko nocne lokale i puby. Z funtami w kieszeni czują się jak królowie i są postrachem krakowian. Teraz, dzięki książeczce, wiedzą też, jak obrażać Polaków. Np. zwrotem: "Ty pier...ny jeb...".

Są też zwroty praktyczne: "Pull litr vodkey" - "pół litra wódki" i "Die me booshee" - "daj mi buzi". Poruszyły one Izabelę Jarugę-Nowacką z SLD, której gazeta je przeczytała: "Po takiej lekturze ktoś przyjeżdżający do Krakowa może oczekiwać, że tu można do woli głaskać po tyłeczkach. Te skandaliczne zwroty podpowiadają, jak traktować kobietę, puszczamy do turystów oczko: tu możecie poszaleć" - denerwuje się.