Lekarze przylatują do Szkocji głównie na weekendy i pracują na dyżurach, które nie mają pełnej obsady - donosi szkocka gazeta "Aberdeen Press & Journal".

Tymczasem szkockie organizacje pacjentów obawiają się, że zagraniczni lekarze mogą mieć trudności z porozumieniem się z pacjentem. Jeden z polskich lekarzy przyznał, że jest zależny od kierowcy, który lokalny dialekt szkocki przekłada mu na angielski.

Reklama

Wśród pięciu polskich lekarzy jest Mileniusz Piekarek z Piotrkowa Trybunalskiego, regularnie "dolatujący" w piątki na dyżury w szkockim pogotowiu. Lata przez Amsterdam, bo tak jest taniej i szybciej, a musi być gotowy do pracy o godz. 18.00. Do Polski wraca w poniedziałek. Mimo iż musi opłacić przeloty, nocleg i koszty utrzymania - twierdzi, że i tak "wychodzi na swoje".