Sąd rozpatrzył wczoraj 17 ostatnich pozwów o eksmisję, złożonych przez Zgromadzenie Sióstr Rodziny Betańskiej z Lublina. Nie miał wątpliwości: pozwane, w myśl prawa kościelnego, nie są już zakonnicami, muszą więc opuścić rezydencję nad Wisłą.

66 sióstr czeka więc eksmisja, w tym ich byłą przełożoną Jadwigę Ligocką, która jest przywódczynią buntu. Ponad dwa lata temu siostra Jadwiga zaczęła mieć, jak to określiła, prywatne objawienia, z których wynikało, że betanki muszą zjednoczyć się i przeciwstawić złu, bowiem koniec świata jest bliski.

Władze kościelne podały te objawienia w wątpliwość i zmieniły przełożoną klasztoru. Wtedy s. Jadwiga zabarykadowała się razem z innymi zakonnicami i trwa tam do dziś. Watykan nałożył na siostry ekskomunikę - w myśl prawa kościelnego kobiety nie są już zakonnicami, ale osobami świeckimi.

"Skończył im się okres korzystania z nieruchomości. Wszystkie mają natychmiastowy nakaz opuszczenia i opróżnienia budynku. Żadnej z pozwanych nie przysługuje prawo do lokalu socjalnego" - orzekła sędzia Aneta Gajewska.

Komornik może wkroczyć do klasztoru w każdej chwili. Egzekucję mogłoby wstrzymać złożenie przez pozwane sprzeciwu od wyroku, ale kobiety zupełnie odcięły się od świata, nie przychodziły także na kolejne sprawy sądowe.

Komornicy przyznają, e czeka ich trudne zadanie. Będzie to pierwszy taki przypadek w Polsce - jeszcze nigdy nie musieli eksmitować tak licznej grupy lokatorek.

"Opracowaliśmy plan działania. Na pewno zapewnimy transport. Zostaną podstawione autobusy. Każda z kobiet będzie mogła zabrać swoje rzeczy. Oczywiście będziemy dążyć do ugodowego rozwiązania. Spróbujemy negocjacji. Skorzystamy ze wsparcia psychologa" - mówi Iwona Karpiuk-Suchecka z Krajowej Rady Komorniczej. Na wszelki wypadek na miejscu będą czekać karetki pogotowia, a w szpitalu zapewnione zostaną wolne miejsca.

Reklama

Nikt nie wie, co się teraz dzieje po drugiej stronie muru okalającego klasztor w Kazimierzu. Siostry wynajęły prywatnych ochroniarzy i zamieniły dom w twierdzę - zabiły deskami okna, wysypały trawniki tłuczonym szkłem. Ponieważ odcięto im prąd, palą w piecach drewnem i prawdopodobnie starymi oponami. Jedynymi widocznymi przejawami aktywności buntowniczek są śpiewy, które dochodzą z sali na parterze, czasem też ktoś zza firanki robi zdjęcia reporterom, którzy próbują wspiąć się na ogrodzenie.



Komornik: Trzeba postępować jak z lwem



DANIEL WALCZAK: Czy rygor natychmiastowej wykonalności oznacza, że w poniedziałek komornik zapuka do klasztoru?
MICHAŁ REDELBACH*: Nie. Komornik musi najpierw mieć w ręku wniosek egzekucyjny oraz zaliczkę na pokrycie kosztów np. ślusarza czy transportu ruchomości należących do eksmitowanych osób. Ale to nie oznacza, że eksmisja zacznie się w przyszłym tygodniu, bo komornik najpierw da byłym betankom ostateczny termin dobrowolnego opuszczenia klasztoru.

Ile czasu?
Zwyczajowo od siedmiu do 30 dni.

Ale potem rozpocznie eksmisję. I co, kiedy betanki zaczną lać wodę z okna na ślusarza, to komornik rozłoży parasol?
Najpewniej tak. W sytuacji gdy wszystkie przewidziane przez prawo wymogi formalne zostaną spełnione, nie ma wyjścia. To wyrok sądu i trzeba go wykonać. Komornik sam robi to, co do niego należy, a policja ma pomóc, jeśli ktoś te działania utrudnia.

No to się szykuje starcie jak z pielęgniarkami.
Mój patron mówił mi, że w takich sytuacjach trzeba postępować jak z lwem w klatce - przyprzeć do muru, ale nie za mocno, żeby głowy nie urwał. Ta sprawa jest arcytrudna i wiele zależy od tego, jakie wsparcie da komornikowi opinia publiczna oraz prawowity właściciel, czyli Zgromadzenie Sióstr Betanek. Ale rozwój sytuacji może być rozmaity, scenariusze mogą być wręcz filmowe.

*Michał Redelbach, wiceprezes Krajowej Rady Komorniczej