Greenpeace domaga się zmiany polityki energetycznej rządu tak, by do atmosfery trafiało coraz mniej dwutlenku węgla. Żeby zostali dostrzeżeni, ekolodzy przeskoczyli więc przez płot Elektrowni Bełchatów. Dziesięciu z nich wdrapało się na komin chłodni.

Sześciu ekologów zatrzymała ochrona. Wśród nich jest Austriak. Usłyszeli już zarzut naruszenia miru domowego, czyli wejścia na cudzy teren. Mogą za to trafić na rok do więzienia.

Tym, którzy zeszli w końcu z komina, policja postawiła dodatkowo zarzut niszczenia mienia. A to dlatego, że namalowali na kominie napis "Stop CO2" i wywiesili banner Greenpeace'u. Elektrownia wyceniła straty na 100 tysięcy złotych. Tak więc ci z komina mogą trafić do więzienia na 5 lat. Byli wśród nich Słowacy oraz Austriak, Węgier i Niemka.

Dziwi tylko, dlaczego to właśnie Elektrownię Bełchatów ekolodzy wybrali na protest. Bo ta akurat elektrownia ma najnowocześniejsze urządzenia do oczyszczania spalin i w bardzo małym stopniu truje atmosferę. Są w Polsce zakłady, które trują o wiele więcej.

Ale ekolodzy z Greenpeace są innego zdania. Według nich, Bełchatów to "hańbiący symbol całej polityki energetycznej kraju". "Jesteśmy w
Bełchatowie, ponieważ chcemy uświadomić decydentom i opinii publicznej, że Bełchatów jest największym w Polsce producentem dwutlenku węgla. Rocznie wytwarza go tyle, ile Estonia i Słowenia razem wzięte. Zamiast zmniejszać emisje, BOT będzie je w najbliższym czasie zwiększał" - mówiła jedna z organizatorek protestu, Magdalena Zowsik.