Janusz Świtaj wyjechał z betonowego osiedla wieżowców w Jastrzębiu-Zdroju do Gorzyc. Pewne małżeństwo zaprosiło go do domku letniskowego. Bezinteresownie. Państwo N. nawet nie chcieli, by ich nazwisko gdziekolwiek się pojawiło - zrobili to nie dla rozgłosu, ale z odruchu serca.

Tymczasem Maja Jaworska, wiceprezes fundacji "Mimo wszystko", śmieje się, że podpisała Świtajowi zgodę na urlop z wyrachowania. "Wypoczęty będzie bardziej przydatny w pracy. Niech odpoczywa, bo czeka go naprawdę wiele zadań" - nie kryje planów z nim związanych i dodaje, że nie spodziewała się, że tak szybko konto Janusza urośnie do ponad 200 tys. zł, co pozwoliło już kupić dla niego wymarzony wózek.

"Mercedes" wśród wózków

Sprzęt jest montowany w Szwecji, w fabryce firmy Permobil budującej wózki na zamówienie. Koszt to niemal całe 200 tys. zł, ale Świtaja na niego stać. Dzięki ofiarności ludzi i własnej pracy.

Tomasz Besowski, przedstawiciel skandynawskiej firmy w Polsce podkreśla, że zamówienie, które jest realizowane dla Janusza, to prawdziwy "mercedes" wśród tego typu sprzętu. Całkowicie sterowany przy pomocy oddechu. Ze wstecznym biegiem i możliwością pionizacji. Z zamontowanym respiratorem i interfejsem sterującym pracą wielu innych urządzeń elektrycznych w domu.

"Jesteśmy w stałym kontakcie z panem Świtajem. Jestem przekonany, że potrafimy sprostać jego wymaganiom. Wybrał wózek Permobil c 500 budowany na jego wymiary. Identyczny miał aktor Christopher Reeve, po tym gdy uległ wypadkowi" - wyjaśnia.

"Zobaczę, jak zmienił się świat"

Reklama

Janusz Świtaj w Gorzycach oddycha tymczasem świeżym powietrzem, grzeje się w promieniach słońca i ćwiczy. Ćwiczy mięśnie przed swoim pierwszym wyjazdem do miasta. "Tak jak powiedziałem, objadę całe osiedle, a potem wybiorę się na policję po moje prawo jazdy, które tam zostało 14 lat temu. W końcu będę prowadził cztery kółka i jakiś dokument, że mam do tego uprawnienia, wypada wozić ze sobą" - opowiada podekscytowany.

"Akumulator wystarcza na 40 kilometrów, a prędkość maksymalna to niemal 10 km/h. Cztery biegi przerzuca się oddechem, wsteczny" - wciągając powietrze. Zobaczę na własne oczy, jak zmienił się świat wokół mnie przez lata przymusowego domowego aresztu.

Wózek będzie gotowy za miesiąc, kilka dni po tym jak Janusz Świtaj skończy pierwsze od lat wczasy.



Sławomir Cichy: Zna pan historię Janusza Świtaja, młodego człowieka z Jastrzębia-Zdroju...
Krzysztof Troczyński:
...Przykutego do łóżka od 14 lat? Człowieka, który zażądał eutanazji, bo nie chciał być ciężarem dla rodziców? Historię niemocy, znieczulicy, beznadziei? A później eksplozji pomocy niemal z każdej strony, czego skutkiem jest ponownie jego radość życia? Tę historię zna chyba każdy psycholog w Polsce. Przekładając jego sytuację na legendę o amerykańskim śnie, niemożliwe stało się realne, a zamiast myśleć o śmierci, Świtaj stał się człowiekiem niosącym pomoc innym. To taki niemal laboratoryjny, idealny przykład, który prędzej czy później trafi do podręczników.

Czyja to zasługa? Mediów, które nagłośniły jego sytuację? A może to zasługa samego Świtaja, że był wyjątkowo odporny, wytrzymując w czterech ścianach 14 lat?

Myślę, że głównie jego rodziców. Bo się nie poddali. Bo byli mu na tyle bliscy, że nie mogąc patrzeć, jak się męczą, wykrzyczał swój apel o śmierć. Gdyby mu na nich nie zależało, z pewnością nigdy nie poznalibyśmy jego historii.

No i rozpętała się burza. Ale on nie odbierał tego jak pogoni za tanią sensacją. Dlaczego?

Dla Janusza było to wyjście z cienia anonimowości. Wcześniej jego świat ograniczał się do czterech ścian, a dni nie różniły się niczym. Po upublicznieniu jego historii nagle wiele spraw, dotąd niemożliwych do załatwienia, stało się realnych. Zobaczył, mówiąc kolokwialnie, światełko w tunelu. Błysk nadziei na normalne życie.

Nie minęło jeszcze pół roku, a ma pracę, wyjechał na urlop, czeka na kosztowny wózek, nawet dostał psa. Wcześniej jedyną jego rozrywką było akwarium z rybami i żabkami. Wykorzysta szansę?
Co do tego nie mam wątpliwości. Ale to wszystko dostał nie dlatego, że miał postawę roszczeniową. To my - zdrowi - chcieliśmy pokazać, że może normalnie żyć, jak każdy sprawny. Ma prawo do radości i późnej szczęśliwej starości. Ograniczeniem są tylko pieniądze i anonimowość.

Świtaj stał się ikoną niepełnosprawnych. Czy nie budzi zawiści, że jemu się udało, a oni tkwią dalej tam, gdzie pół roku temu?

Z tego, co wiem, takich ludzi szuka Świtaj. Z takimi kontaktuje fundację Mimo wszystko. Łatwiej zadzwonić, wyjść z cienia i zwierzyć się komuś, kto zna te sprawy od podszewki. W ustach Janusza zwrot doskonale cię rozumiem nie jest grzecznościowym, pustym frazesem. On to przeżywa na co dzień i zrobi wszytko, by nie tylko pomóc innym, ale również sobie samemu. Wielokrotnie mówił, że w ten sposób zwraca dług, który zaciągnął, przyjmując pomoc.

Można go już zostawić samemu sobie? Nie utonie w codzienności? Nie zmarnuje tego, co zyskał?
Kiedy po raz pierwszy uśmiechnął się z radości, że jest potrzebny, że ma przyjaciół, znowu poczuł się człowiekiem, właśnie wówczas został uratowany, bo narodził się na nowo. Jestem przekonany, że da sobie radę, a jego radość życia udzieli się innym. Zatrudnienie Świtaja przez fundację Anny Dymnej było strzałem w dziesiątkę. Jest żywym dowodem, że nie ma sytuacji bez wyjścia, a marzenia to nie mrzonki. One naprawdę się spełniają. Trzeba tylko bardzo chcieć i troszeczkę im pomóc.



Krzysztof Troczyński jest psychologiem z Katowic. Członkiem Polskiego Towarzystwa Psychologicznego