To ta straszliwa choroba okazała się silniejsza. Ale chłopiec nie umierał w spokoju. "Przez całą noc nie można było we Wrocławiu znaleźć oddziału intensywnej terapii, który zająłby się moim synem" - mówi "Faktowi" zrozpaczony Andrzej Laszkiewicz z Hajnówki (woj. podlaskie). Krzyś walczył o życie, a kolejne szpitale odmawiały pomocy. "Nie chcieli go ratować" - płacze Barbara, mama chłopczyka.

Reklama

"Gdyby Krzyś trafił w porę na oddział intensywnej opieki medycznej, być może teraz by żył. Ale miejsce w odpowiednim szpitalu znalazło się dopiero po kilkunastu godzinach męczarni" - mówią rozżaleni rodzice. Nie ma nic gorszego dla rodzica, niż pochować własne dziecko. Ale prawdziwym dramatem jest oglądanie jego męczarni przed śmiercią. "Nasz synek nie umierał w spokoju" - wspominają Andrzej i Barbara Laszkiewiczowie.

To była noc z 29 na 30 czerwca. Krzyś leżał w szpitalu Akademickim Szpitalu Klinicznym we Wrocławiu w klinice onkologii i hematologii. W toalecie nagle źle się poczuł i zaczął mdleć. Był przy nim jego ojciec. "Zaniosłem go na łóżko i wezwałem lekarki. W tej klinice nie ma oddziału intensywnej opieki, dlatego gdy tylko zobaczyłem, że synowi spada tętno, a jego stan jest coraz bardziej krytyczny, zacząłem prosić, by go przewieźć gdzieś na OIOM lub przetransportować śmigłowcem do Warszawy. Wtedy lekarki zaczęły dzwonić po całym Wrocławiu. Aż trudno w to uwierzyć, ale nigdzie nie chcieli przyjąć naszego Krzysia" - denerwuje się pan Andrzej.

"Niestety, w żadnym ze szpitalu na Dolnym Śląsku nie było miejsca na OIOM-ie" - potwierdza "Faktowi" prof. Alicja Chybicka, szefowa Kliniki Hematologii i Onkologii dziecięcej we Wrocławiu. Wojewódzki konsultant w Dziedzinie Medycyny Ratunkowej prof. Juliusz Jakubaszko też mówi, że liczba łóżek na oddziałach intensywnej terapii w Polsce jest dwa razy mniejsza, niż powinna być. "Trzeba to jak najszybciej zmienić" - alarmuje profesor.

Reklama

Krzyś w swym krótkim życiu wiele się nacierpiał. Kiedy miał sześć lat, lekarze wydali przerażającą diagnozę. "Naszego małego Krzysia zaatakował nowotwór" - opowiadają rodzice. Na szczęście kilka miesięcy po tym makabrycznym rozpoznaniu, chłopiec miał przeszczep szpiku kostnego, a operacja przeprowadzona w Klinice Onkologii i Hematologii Dziecięcej Akademickiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu powiodła się. Po dwóch latach choroba zaatakowała po raz drugi. "Krzyś ma guza mózgu" - usłyszeli rodzice od lekarzy. W maju chłopiec ponownie trafił do kliniki we Wrocławiu i przeszedł tam chemioterapię. "Guz prawie zniknął. Co prawda chemia osłabiła organizm Krzysia, ale wydawało się, że wszystko jest na dobrej drodze" - mówi przez łzy matka chłopca.

Ale Krzysiowi życia już to nie wróci. Dramatyczna walka o chłopca trwała we wrocławskiej klinice blisko sześć godzin - pisze "Fakt". Dopiero nad ranem Krzysio trafił do szpitala w Opolu, oddalonym o ok. 90 km drogi. Tam chłopca reanimowano przez kolejne kilkanaście godzin. Niestety. Tuż przed północą Krzyś zmarł.