Senat zaostrzył ustawę o świadczeniach zdrowotnych finansowanych ze środków publicznych. Aptekarzowi zaś, jeśli wejdzie w układ z takim lekarzem, do 5 lat oraz utrata koncesji.

Dotkliwe restrykcje mają ograniczyć nakręcany przez koncerny farmaceutyczne obrót lekami refundowanymi. Ministerstwo Zdrowia szacuje, że straty budżetu państwa wskutek tego procederu sięgają dziesiątków milionów złotych rocznie. Te pieniądze mogłyby zostać przeznaczone choćby na wprowadzenie na nasz rynek najnowszych i najdroższych leków.

Reklama

"Dawanie gadżetów, fundowanie grantów naukowych i egzotyczne wycieczki dla lekarzy nie biorą się z niczego. Skąd koncerny farmaceutyczne mają na to pieniądze? Bo współpracujący z nimi lekarze nakręcają im gigantyczny obrót" - mówi dosadnie wiceminister zdrowia Bolesław Piecha.

Teraz ma się to zmienić. Za przyłapanie lekarza lub farmaceuty na tym, że wszedł w nieformalny układ z producentem lub dostawcą leku, obaj mogą trafić na kilka lat za kraty. Koncern zaś wypadnie na zawsze z rządowej listy firm produkujących dla Polaków leki refundowane.

Reklama

"Kary są dotkliwe, ale nie mamy innego sposobu" - tłumaczy senator Władysław Sidorowicz, przewodniczący senackiej komisji zdrowia. Senat wprowadził ustawowy nakaz umieszczania na receptach na leki refundowane numeru PESEL pacjenta (dziś obowiązek wynika tylko z rozporządzenia ministra zdrowia).

Na ich podstawie Narodowy Fundusz Zdrowia będzie mógł sprawdzić, czy lekarz nie wystawia recept na "martwe dusze" albo na pacjentów, którzy danego specyfiku wcale nie potrzebują. Będzie także wiedział, na jakich lekach refundowanych apteki zarabiają najwięcej. Aptekarze nie są bowiem bez winy - przy okazji realizowania recept dostarczają koncernom informacje, czy konkretni lekarze wywiązują się z nieformalnego układu.

Przedstawiciel znanego koncernu farmaceutycznego, który prosi nas o zachowanie anonimowości, potwierdza, że korumpowanie aptekarzy i lekarzy to stała praktyka, choć jest bardziej wyszukana niż kiedyś. Miejsce fikcyjnych umów-zleceń i prezentów zajęły wyjazdy na drogie szkolenia, kongresy, sympozja (wartość szkolenia w UE to ok. 10 tys. zł, poza Europą - ponad 25 tys. zł) oraz kursy specjalistyczne, na które nie stać zwłaszcza młodych lekarzy. "Wszystko to odbywa się zgodnie z prawem. Wystarczy, że w zamian za pobyt na kongresie lekarz napisze firmie na przykład jakiś prosty raport" - informuje.

Reklama

Dr Andrzej Włodarczyk, wiceprezes Naczelnej Izby Lekarskiej uważa z kolei, że doniesienia o korumpowaniu lekarzy są mocno przesadzone. "Na całym świecie koncerny farmaceutyczne dofinansowują szkolenia i nie ma to żadnego związku ze wzrostem liczby przepisywanych leków. Jeśli przyjdzie do mnie 10 pacjentów chorych na zapalenie płuc, to każdemu z nich zaordynuję odpowiedni lek - mówi i dodaje z irytacją: - Czy to od razu oznacza, że przyjąłem łapówkę"?

Paweł Jezierski, inicjator akcji społecznej wśród lekarzy "Nie biorę, chcę normalnie zarabiać" uważa z kolei, że państwo zamiast karać, powinno przeciągnąć lekarzy na swoją stronę. "Jedynym rozwiązaniem jest podniesienie pensji i wtedy skończy się ten sponsoring" - kwituje.