Rozbite auto policyjny patrol zauważył w Nasutowie (Lubelskie). Obok nissana po ulicy chodził zdenerwowany mężczyzna z siedmioletnim synkiem i trzyletnią córeczką. Kilkaset metrów dalej stała zakłopotana kobieta. W samochodzie w foteliku spał jedenastomiesięczny chłopczyk.

37-letni Jarosław D. powiedział policjantom, że wszyscy wracali z rodzinnej imprezy. Początkowo autem kierowała jego konkubina - 31-letnia Edyta J. Ale marnie jej to wychodziło, więc skończyło się kłótnią. Mężczyzna uznał, że jest trzeźwiejszy, dlatego sam zasiadł za kierownicą. Ruszył i... wjechał prosto do rowu.

Mundurowi zadzwonili po pogotowie. Karetka zabrała trójkę dzieci do szpitala. Na szczęście maluchom nic się nie stało - były tylko mocno przestraszone. Ich rodzice trafili do policyjnego aresztu. Okazało się, że tatuś miał w organizmie 2,5 promila, a mamusia - 1,34. Okazało się też, że mężczyzna w ogóle nie ma prawa jazdy.



Reklama

"Para będzie odpowiadać za jazdę w stanie nietrzeźwym oraz narażenie dzieci na niebezpieczeństwo utraty życia i zdrowia, za co grozi do pięciu lat więzienia. Sprawą zainteresujemy też sąd rodzinny" - zapowiada Magdalena Jędrejek z lubelskiej policji.