Niemal dekadę zajęło organom ścigania oczyszczenie z zarzutów Piotra Wróbla, oficera policji, dzięki którego pracy Jarosław S. „Masa” pogrążył zeznaniami mafię pruszkowską – dowiedział się „DGP”.

– Cierpliwie czekałem na sprawiedliwość, teraz znów chcę założyć mundur – deklaruje podinspektor Piotr Wróbel. Uniewinniający go wyrok zapadł w środę w sądzie rejonowym dla Warszawy-Żoliborza. Uzasadnienie jest tajne. Wysłuchał go jedynie sam emerytowany dziś policjant, jego pełnomocnik i prokurator. – Zgodnie z prawem zażądaliśmy pisemnego uzasadnienia wyroku, a decyzja, czy będziemy składać apelację, zapadnie po dokładnej analizie – mówi rzecznik prasowy olsztyńskiej prokuratury okręgowej Mieczysław Orzechowski.

Reklama

Nieoficjalnie z dwóch niezależnych źródeł dowiedzieliśmy się, że sąd uznał za niewiarygodne zeznania „Masy”. Ten znany świadek koronny przed ponad 10 laty wyznał prokuratorom, że Wróbel żądał od niego 50 tys. dolarów łapówki. Właśnie „Masę” – jednego z pruszkowskich gangsterów „odwrócił” Wróbel. Według powszechnie krążącej wersji policjanci w porozumieniu z prokuraturą odpuścili „Masie” udział w brutalnym, zbiorowym gwałcie. W zamian miał sypać swoich przełożonych z zarządu gangu, w tym m.in. Andrzeja Z. „Słowika”.

Po egzekucji „Pershinga” w grudniu 1999 roku w mafii pruszkowskiej rozpoczęła się brutalna walka o władzę. „Masa” wpadł w kłopoty. Zniknął. Szybko został jednak zatrzymany na drodze między Korbielowem a Bielskiem. W operacji brał udział Wróbel. – Bez jego pomocy nie byłoby możliwe dokonanie tego zatrzymania. Dlatego nie wierzę, że Piotr był skorumpowany – mówi „DGP” policjant katowickiego CBŚ, który dokonywał zatrzymania.

Reklama

„Masa” trafił do aresztu. Nie miał już wyjścia i wkrótce zgodził się przyjąć status świadka koronnego. Zaczął sypać Pruszków, ale i Wróbla. Twierdził, że to policjant był jego agentem, a nie odwrotnie. To właśnie dzięki tym zeznaniom „Masa” został zaprzysiężony przez sąd na świadka koronnego. Zostały mu odpuszczone dawne grzechy. Rozpoczął życie na koszt Skarbu Państwa. – Nigdy nie wątpiłem, że akurat ten policjant jest ofiarą zemsty gangstera i długo walczyłem z ówczesnym kierownictwem prokuratury, aby pozwolili mu odpowiadać z wolnej stopy – opowiada Marek Biernacki, wówczas szef MSWiA.

czytaj dalej >>>



Reklama

Mimo upływu niemal dekady w policji o Wróblu nie zapomniano. – Jeśli tylko będzie chciał, postaramy się wykorzystać jego niebanalne umiejętności – zapewnia „DGP” zastępca komendanta głównego policji Kazimierz Szwajcowski, który nadzorujące pion kryminalny i Centralne Biuro Śledcze. Sprawa Wróbla ma jeszcze inny wymiar: wiarygodności zeznań samego „Masy”, na podstawie których za kratki trafili jego dawni kompani. Z pewnością ich adwokaci będą wykorzystywać wyrok ws. Wróbla, by podważyć wiarygodność jego zeznań. Ale sąd każdą sprawę rozpatruje indywidualnie i nie musi kierować się tym orzeczeniem. – Instytucja świadka koronnego okazała się skutecznym instrumentem do zwalczania najpoważniejszej przestępczości zorganizowanej, jednak nie uniknęliśmy poważnych wpadek – zdarzało się, że prokuratorzy bezkrytycznie dawali wiarę słowom koronnych, gdy tymczasem każde słowo świadka powinno być obudowane i potwierdzone innymi dowodami – uważa były wiceminister spraw wewnętrznych i autor badań o funkcjonowaniu instytucji świadka koronnego dr Zbigniew Rau.

p

"Potraktowali mnie jak śmiecia"

Anna Marszałek, Robert Zieliński: Ma pan do kogoś żal?
Piotr Wróbel: Do prokuratury - że nie oceniła obiektywnie materiałów dowodowych i wystąpiła o areszt. I do wicedyrektorów Biura Przestępczości Zorganizowanej, że potraktowali mnie jak śmiecia. Póki robiłem wyniki, byłem potrzebny. A potem postawili na „Masę”. A to ja go złamałem i przez pięć lat z nim współpracowałem.

Dlaczego chciał z panem współpracować?
Może myślał, że będzie to korzystne w jego sprawach? I jak się później okazało, faktycznie przedstawiał mnie jako „swojego policjanta”. W rzeczywistości był współpracownikiem o pseudonimie „Książę”. Dawał cenne informacje.

Dlaczego oskarżył pana o zażądanie łapówki?
Chciał dostać status świadka koronnego i opuścić areszt. Łapał się wszystkiego. A że akurat mnie znał, padło na mnie.

czytaj dalej >>>



Posadzili pana w celi z bandytami?
Na początku siedziałem sam w celi dla niebezpiecznych, a potem z jakimiś żołnierzami. Musiałem sobie jakoś radzić, bo trwało to 6 miesięcy. Na szczęście miałem mir w więzieniu, bo traktowali mnie jak „pruszkowiaka”.

Dlaczego szefowie panu nie wierzyli?
Na szczęście nie wszyscy. Wierzyli mi ówczesny dyrektor biura PZ Andrzej Borek, szef MSWiA Marek Biernacki, obecny wiceminister Adam Rapacki…

A prokuratorzy?
Ci z Olsztyna mnie nie znali. A to były czasy, że wszystko, co powiedział świadek koronny, zwłaszcza taki ważny, było święte.

Afera wybuchła w 2001 roku. Co pan robił przez te ponad 8 lat?
Po wyjściu z aresztu ciężko znaleźć pracę. Jak się okazywało, że jestem oskarżony słyszałem: „A to nie, zaczekamy aż się panu sprawa wyjaśni”. Czekałbym tak osiem lat. Łapałem się wszystkiego. Jeździłem w patrolach interwencyjnych, pracowałem przy ochronie obiektów. W końcu zaufał mi pewien człowiek i w porządnej międzynarodowej firmie byłem specjalistą ds. bezpieczeństwa.

Brakowało panu policji?
Cały czas mi brakuje.

Zamierza pan wrócić?
Oczywiście. Zamierzam wystąpić o przywrócenie do pracy. Wyrok uniewinniający zapadł zaledwie tydzień temu.

• Piotr Wróbel, policjant z Centralnego Biura Śledczego, który w połowie lat 90. zwerbował „Masę” do współpracy. Gangster zabiegając o status świadka koronnego, oskarżył go w 2000 r. o zażądanie łapówki. Po ośmiu latach sąd go uniewinnił.